czwartek, 10 września 2015

Antoni Malewski - Subiektywna historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim. Część 64 - Fundacja Sopockie Korzenie IV

Antoni Malewski urodził się w sierpniu 1945 roku w Tomaszowie Mazowieckim, w którym mieszka do dziś. Pochodzi z robotniczej rodziny włókniarzy. Jego mama była tkaczką, a ojciec przędzarzem i farbiarzem. W związku z ogromną fascynacją rock'n'rollem, z wielkimi kłopotami ukończył Technikum Mechaniczne i Studium Pedagogiczne. Sześć lat pracował w szkole zawodowej jako nauczyciel. Dziś jest emerytem i dobiega 70-tki. O swoim dzieciństwie i młodości opowiedział w książkach „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”, „A jednak Rock’n’Roll”, „Rodzina Literacka ‘62”, a ostatnio w „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” - książce, która zajęła trzecie miejsce w V Edycji Wspomnień Miłośników Rock’n’Rolla zorganizowanych w Sopocie przez Fundację Sopockie Korzenie. Miał 12/13 lat, kiedy po raz pierwszy usłyszał termin rock’n’roll. Egzotyka tego słowa, wzbogacona negatywnymi artykułami Marka Konopki - stałego korespondenta PAP w USA jeszcze bardziej zwiększyła – jak wspomina - nimb tajemniczości stylu określanego we wszystkich mediach jako „zakazany owoc”. Starszy o 3 lata brat Antoniego na jedynym w domu radioodbiorniku Pionier słuchał nocami muzycznych audycji Radia Luxembourg, wciągając autora „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” w ten niecny proceder, który - jak się później okazało - zaważył na całym jego życiu. Na odbywającym się w 1959 roku w tomaszowskim kinie „Mazowsze” pierwszym koncercie pierwszego w Polsce rock’n’rollowego zespołu Franciszka Walickiego Rhythm and Blues, Antoni Malewski znalazł się przypadkowo. Po roku w tym samym kinie został wyświetlony angielski film „W rytmie rock’n’rolla” i w życiu młodego Antka nic już nie było takie jak dawniej. Później przyszły inne muzyczne filmy, dzięki którym Antoni Malewski został skutecznie trafiony rock'n'rollowym pociskiem, który tkwi w jego sercu do dnia dzisiejszego. Autor „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” wierzy głęboko, że rock’n’roll drogą ewolucyjną rozwalił w drobny pył wszystkie totalitaryzmy tego świata – rasizm, faszyzm, nazizm i komunizm. Punktem przełomowym w życiu Antoniego okazały się wakacje 1960 roku, kiedy to autor poznał Wojtka Szymona Szymańskiego, który posiadał sporą bazę amerykańskich płyt rock’n’rollowych. W jego dyskografii znajdowały się takie światowe tuzy jak Elvis Presley, Jerry Lee Lewis, Dion, Paul Anka, Brenda Lee, Frankie Avalon, Cliff Richard, Connie Francis, Wanda Jackson czy Bill Haley, a każdy pobyt w jego mieszkaniu był dla Antoniego wielką ucztą duchową. W lipcu 1962 roku obaj wybrali się autostopem na Wybrzeże. W Sopocie po drugiej stronie ulicy Bohaterów Monte Casino prowadzającej do mola, był obszerny taras, na którym w roku 1961 powstał pierwszy w Europie taneczny spęd młodzieży zwany Non Stopem, gdzie przez całe wakacje przygrywał zespół współtwórcy Non Stopu Franciszka Walickiego - Czerwono Czarni. Młodzi tomaszowianie natchnieni duchem tego miejsca zaraz po powrocie wybrali się do dyrektora ZDK Włókniarz, w którym istniała kawiarnia Literacka i opowiedzieli mu swoją sopocką przygodę. Na ich prośbę dyrektor zezwolił do końca wakacji na tańce, mimo iż oficjalne stanowisko ówczesnego I sekretarza PZPR Władysława Gomułki brzmiało: "Nie będziemy tolerować żadnej kultury zachodniej". Taneczne imprezy w Tomaszowie rozeszły się bardzo szybko echem po całej Polsce, a podróżująca autostopem młodzież zatrzymywała się, aby tego dobrodziejstwa choć przez chwilę doświadczyć. Mijały lata, aż nadszedł dzień 16 lutego 2005 roku - dzień urodzin Czesława Niemena. Tomaszowianie zorganizowali wówczas w Galerii ARKADY wieczór pamięci poświęcony temu wielkiemu artyście.

Wśród przybyłych znalazł się również Antoni Malewski. Spotkał tam wielu kolegów ze swojego pokolenia, którzy znając muzyczne zasoby Antoniego wskazali na jego osobę, mając na myśli organizację obchodów zbliżającej się 70 rocznicy urodzin Elvisa Presleya. Tak oto... rozpoczęła się "Subiektywna historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim", którą postanowiłem za zgodą jej Autora udostępniać w odcinkach Czytelnikom Muzycznej Podróży. Zanim powstała muzyka, która została nazwana rockiem, istnieli pionierzy... ludzie, dzięki którym dziś możemy słuchać kolejnych pokoleń muzycznych buntowników. Historia ta tylko pozornie dotyczy jednego miasta. "Subiektywna historia Rock’n’Rolla..." to zapis historii pokolenia, które podarowało nam kiedyś muzyczną wolność, a dokonało tego wyczynu w czasach, w których rozpowszechnianie kultury zachodniej jakże często było karane równie surowo, jak opozycyjna działalność polityczna. Oddaję Wam do rąk dokument czasów, które rozpoczęły wielką rewolucję w muzyce i która – jestem o tym głęboko przekonany – nigdy się nie zakończyła, a jedynie miała swoje lepsze i gorsze chwile. Zbliżamy się – czego jestem również pewien – do kolejnego muzycznego przełomu. Nie przegapmy go. Może o tym, co my zrobimy w chwili obecnej, ktoś za 50 lat napisze na łamach zupełnie innej Muzycznej Podróży.

Bogato ilustrowane osobiste refleksje Antoniego Malewskiego na temat swojej życiowej drogi można przeczytać tutaj Cześć 1 "Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim" można przeczytać tutaj. Część 2 tutaj  Część 3 tutaj  Część 4 tutaj  Część 5 tutaj  Część 6 tutaj Część 7 tutaj  Część 8 tutaj  Część 9 tutaj  Część 10 tutaj Część 11 tuta jCzęść 12  tutaj  Część 13 tutaj  Część 14 tutaj  Część 15 tutaj   Część 16 tutaj  Część 17 tutaj  Część 18 tutaj  Część 19 tutaj  Część 20 tutaj Część 21 tutaj Część 22 tutaj  Część 23 tutaj  Część 24 tutaj   Część 25 tutaj  Część 26 tutaj Część 27 tutaj Część 28 tutaj  Część 29 tutaj Część 30 tutaj Część 31 tutaj   Część 32 tutaj Część 33 tutaj Część 34 tutaj  Część 35 tutaj  Część 36 tutaj  Część 37 tutaj Część 38 tutaj Część 39 tutaj Część 40 tutaj  Część 41 tutaj Część 42 tutaj Część 43 tutaj Część 44 tutaj  Część 45 tutaj Część 46 tutaj  Część 47 tutaj Część 48 tutaj  Część 49 tutaj Część 50 tutaj Część 51 tutaj Część 52 tutaj Część 53 tutaj  Część 54 tutaj Część 55 tutaj Część 56 tutaj Część 57 tutaj Część 58 tutaj Część 59 tutaj, Część 60 tutaj  Część 61 tutaj Część 62 tutaj  Część 63 tutaj

Nasz dom – biura klubu SKLA Sopot na dole, na piętrze pokoje gościnne, w których grupa
tomaszowska i Ania Hoffmann ze Szczecina, zamieszkała. Przy ogrodzeniu Wojtek Szymański
Z wielką niecierpliwością oczekiwałem na dzień 20 września 2013 roku, dzień w którym miało dojść do jubileuszowego benefisu Fundacji Sopockie Korzenie (V rocznica powstania tej instytucji) i V Edycja Konkursu WSPOMNIENIA MIŁOŚNIKÓW ROCK’N’ROLLA a szczególnie - nie tylko ja ale cała trójmiejska społeczność - z dreszczykiem emocji, oczekiwała na morską (płytowa darowizna) przesyłkę od Wojtka Szymona Szymańskiego z Nowego Jorku. Płytowa darowizna wysłana z Nowego Jorku w pierwszej dekadzie lipca, drogą morską dotarła do portu w Gdyni, po blisko miesięcznej podróży, w pierwszej dekadzie. Pierwsza informacja o jubileuszowym programie i dacie imprezy dotarła do mnie na początku maja, kiedy problem darowizny jeszcze nie wypłynął na powierzchnię. Już wtedy zadecydowałem, że do konkursu przystąpię. Kiedy Wojtek poinformował mnie (trzecia dekada czerwca), że chce przekazać swoją, analogową płytotekę w tak zwane, dobre ręce, pomyślałem, - Zrobię wszystko by wspólne nasze przedsięwzięcie znalazło się w sopockim konkursie. Dotychczas na wszystkie konkursowe edycje (oprócz pierwszej) wysyłałem swoje prace w postaci książek i publikacji. Tym razem nie mogło być inaczej. Na jubileuszowy konkurs przygotowałem swoje felietony (50 kolejnych), które od grudnia 2012 roku, cyklicznie zamieszczam na portalu „nasz tomaszow”. Po „zreperowaniu” tekstów i zamieszczeniu na tych stronach dodatkowych zdjęć, wydrukowałem je w formacie A-4. Kartki zbindowałem, w wyniku czego powstała publikacja w kształcie i formie podobnej do albumu o tytule – Subiektywna Historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim. 

Ewa Komar, nasz operator filmowy i Ania Hoffmann udają się na miejsce zakwaterowania
Tak przygotowaną, konkursową pracę wysłałem do Sopotu. Zdawałem sobie sprawę, że moja publikacja i Wojtka darowizna będą się świetnie, wzajemnie uzupełniać, że nasze miasto, choć przez chwilę, będzie na ustach społeczności i trójmiejskich mediów. W połowie sierpnia w wielkiej, radosnej euforii zadzwonił do mnie prezes Fundacji, Wojtek Korzeniewski z informacją, - Antek chciałem wyrazić swoją wielką radość, że NARESZCIE dopłynęła z Nowego Jorku, za sprawą firmy przewozowej CH Hartwig, płytowa przesyłka od twojego przyjaciela Wojtka Szymańskiego. Po załatwieniu kilku formalności odbierzemy przesyłkę z portu w Gdyni i na pewno po części, wystawimy je w budynku Sali Koncertowej Opery Leśnej w Sopocie. W tych pomieszczeniach odbędzie się finał konkursu i przyznanie przez jury nagród dla wyróżnianych prac. Wysłaliśmy Wojtkowi Szymańskiemu do Nowego Jorku, zaproszenie na nasz jubileusz, dlatego prosiłbym ciebie, byś swoimi kanałami spowodował by Szymon dotarł na ten dzień (20 września) do Trójmiasta. Oczekujemy was w Operze Leśnej, a zatem do zobaczenia w Sopocie. Od tego momentu koncentrowałem się tylko na wyjeździe na Wybrzeże. Kontakt z Nowym Jorkiem na Skype był niemal codziennie. Szymon miał trochę kłopotów z przeprowadzką na Florydę (dlatego powstał pomysł przekazania ważącej pół tony, płytowej darowizny), zresztą do której nie doszło z przyczyn prozaicznych, o których na łamach portalu nasz tomaszow nie będę opowiadał. Do końca jego przyjazd był niepewny. Jeszcze w trakcie poniedziałkowego dnia (16 września), jego przylot do kraju stał pod dużym znakiem zapytania, a w czwartek po południu, 19 września, planowaliśmy znaleźć się na Wybrzeżu. Radosny był dla mnie, dla nas wybierających się do Sopotu, wtorek.

Przed wyjściem do Opery Leśnej




Już w trakcie dnia naszego czasu, Wojtek telefonicznie powiadomił mnie, że ma bilet na lot do Polski, podał mi numer lotu i porę dnia, o której będzie na Okęciu (ok. 9.30 rano). Natychmiast zadzwoniłem do Warszawy, do Maryli Tejchman. Wcześniej umówiliśmy się, że w przypadku przylotu Szymona do Polski, Maryla z racji zamieszkania, zajmie się odbiorem Wojtka z lotniska. Po tej informacji spadł mi przysłowiowy kamień z serca. Ponieważ dla mojej, tomaszowskiej grupy, zarezerwowane miałem cztery miejsca (karty wstępu na zakończenie konkursu, bilet na koncert nocny + noclegi w hotelu). Oprócz Maryli Tejchman, stałej uczestniczki sopockich imprez, w grę wchodziła moja osoba i Szymon, pozostał jeden wakat. Początkowo brałem pod uwagę udział mojego przyjaciela, Jacka Buczyńskiego, z którym wcześniej w czerwcu (trzecia dekada) sprawdziłem się. Uczestniczyliśmy w Pułtusk Festiwal, poświęcony Krzysztofowi Klenczonowi. Jednak Jacek w tym czasie miał inne sprawy, wcześniej nie przewidziane, więc nadal pozostawało mi jedno, wolne miejsce. W końcu zdecydowałem się zabrać koleżankę z kamerą filmową, Ewę Komar, która wcześniej sprawdziła się w tej dziedzinie. Nagrywała w Tomaszowie z różnych imprez, dla moich potrzeb materiał filmowy. Wykorzystałem niektóre do zmontowania dwóch filmów; Marek Karewicz – Złoty Fryderyk w Tomaszowie oraz 75 urodziny Marka Karewicza w OK TKACZ. Planowałem po przyjeździe z sopockich wydarzeń także z materiałów nagranych przez naszą kamerzystkę, zrobić kolejny film. Uzgodniliśmy z Marylą, że gdy z lotniska Okęcie odbierze po przylocie ze Stanów, Wojtka Szymona, to ja z Ewą dotrę, mniej więcej w tym samym czasie, do stolicy liniowym autobusem i będziemy oczekiwać ich na Dworcu Zachodnim PKS.

 Czwartek 19 września 2013 roku

Udajemy się, Wojtek, Ewa Komar i ja do Opery Leśnej na jubileuszowe uroczystości

 Z Ewą Komar umówiliśmy się pod moim domem, gdzie Janek, mąż Ewy przed godziną 8.00 rano podjechał polonezem i wciągu niespełna dziesięciu minut znaleźliśmy się na dworcu PKS w Tomaszowie. Punktualnie o 8.20 liniowy autobus z Wielunia, odjechał w kierunku Warszawy. Mniej więcej w okolicach godziny 10.30 w czwartek, 19 września znaleźliśmy się na dworcu PKS, Warszawa Zachodnia. W tym samym czasie Wojtek Szymon miał przylecieć na warszawskie Okęcie. W ciągu godziny, może kwadrans dłużej (samolot z Nowego Jorku miał półgodzinne opóźnienie) Maryla, już z Szymonem, odebrała nas z dworca i udaliśmy się wszyscy do niej na chatę przy ulicy Łuckiej. Maryla zakładała, i słusznie, że Wojtek ze względu na różnice czasu ze Stanami (7 godzin), jak i samą, ponad ośmiogodzinną podróżą może czuć się senny, zmęczony dlatego wymaga krótkiego odpoczynku. Zjedliśmy śniadanie, omówiliśmy strategię na trzy/czterodniowy pobyt w Sopocie (gospodarze rezerwowali nam w hotelu cztery noclegi z niedzielą włącznie). Po godzinnym odpoczynku nasz Amerykanin zadecydował, - Kochani czeka nas długa podróż do Trójmiasta, czuję się świetnie, więc proponuję – jedziemy!!! Wojtek miał jeszcze kilka spraw do załatwienia, jedną w swoim warszawskim banku (tu miał swoje konto na wymianę waluty) a drugą w Playu, musiał uaktywnić swoją komórkę. Zabrało nam to trochę czasu bo dopiero około godziny 14.30 opuściliśmy stolicę udając się w kierunku Wybrzeża. W sierpniu bawiłem u przyjaciół (Anny Hoffmann i Tomka Mroza) w Szczecinie, kochających rock’n’roll, biorących udział w różnych koncertach tego stylu, również uczestniczyli latem na koncertach w słynnej dziś, Dolinie Charlotte koło Słupska.
 
Z Anną Hoffmann na szczecińskich Wałach Chrobrego podczas The Tall Ships Roces
 Mój szczeciński pobyt zbiegł się akuratnie z obchodami święta morza, gdzie na nabrzeżu kanału, wzdłuż Wałów Chrobrego  odbywał się zlot (The Tall Ships Races) najwspanialszych żaglówek świata. Przeżyłem wspaniałe dni dzięki doświadczeniom jakie wyniosłem dla oka i ducha, zwiedzając cudowne żagle świata. Wieczorem przy kolacji gdy wspominaliśmy i dzieliliśmy się przeżyciami  z Wałów Chrobrego, pomyślałem sobie by zaprosić Anię i Tomka do Sopotu (w ramach rewanżu za szczecińskie reminiscencje) na wrześniowy, nocny maraton muzyczny. Znałem już program spotkania, porozumiałem się wcześniej z Wiesławem Śliwińskim, odpowiedzialnym za zakwaterowanie gości, więc w imieniu Fundacji Sopockie Korzenie przedsięwziąłem zaproszenie przyjaciół na jubileuszowe uroczystości V Edycji Konkursu WSPOMNIENIA MIŁOŚNIKÓW ROCK’N’ROLLA oraz V Rocznicy powstania Fundacji Sopockie Korzenie. Wiesław Śliwiński zarezerwował noclegi (o czym wiedziałem jadąc do Szczecina) dla naszej, tomaszowskiej czwórki i dla moich przyjaciół ze Szczecina. Na dwa dni przed imprezą Ania telefonicznie poinformowała mnie, że do Sopotu przyjeżdża sama, bez swego partnera Tomka i nie swoim samochodem a pociągiem, który w/g rozkładu jazdy dotrze do naszego, morskiego kurortu około godziny 19.40. Umówiłem się z Anią, że o tej porze na dworcu w Sopocie oczekiwał będę jej przyjazdu (zakładaliśmy swój przyjazd do Trójmiasta we wczesnych godzinach popołudniowych) i wspólnie dotrzemy na noclegową bazę. Tym bardziej, że jadąc na Wybrzeże nie znaliśmy jeszcze hoteli, w którym mieliśmy zamieszkać. Wiesław co chwila przydzielał nam, zupełnie jak w przysłowiowym kalejdoskopie, coraz to inne sopockie hotele a to ze względu na ciągłe potwierdzenie swojego udziału w sopockich uroczystościach wiele, nowych grup VIP-ów.

Marek Karewicz nasz wybitny fotografik jest stałym uczestnikiem wszystkich imprez
organizowanych przez Fundację Sopockie Korzenie w Sopocie
Potwierdzenie hotelu otrzymałem telefonicznie dopiero, kiedy zbliżaliśmy się do Sopotu (okolice Grudziądza na autostradzie A-1). Wówczas zorientowałem się by poinformować jadącą koleją Annę o przyznanym nam hotelu (Hotel Leśny na stadionie lekkoatletycznym sopockiego klubu SKLA), który leży w lesie na wysokości Opery Leśnej w Sopocie Górnym, że do Sopotu nie dojadę o czasie naszym seatem. Natychmiast wykonałem telefon do państwa Henryki i Czarka Francke, mieli nas oczekiwać, właśnie w wymienionym wyżej hotelu, by uprzednio udali się na sopocki dworzec PKP i odebrali Annę Hoffmann. Tak się złożyło, że Henia, Czarka żona, znała dobrze z wyglądu Annę z przed laty (jej mama była matką chrzestną Ani), więc nie wyniknęły żadne trudności  z wzajemnym rozpoznaniem się. Do Leśnego Hotelu dojechaliśmy około 20.30 gdzie w hotelowej recepcji oczekiwała nas (dotarli kilka minut przed nami) Ania w towarzystwie Francków. Powitania, uściski, pobranie kluczy do pokoi i wszyscy, jak jeden mąż, udaliśmy się z hotelowej recepcji (nasz budynek, w którym na parterze mieściły się klubowe biura znajdował się na zewnątrz hotelu, na terenie płyty boiskowej, tuż przy tartanowej bieżni) do przydzielonych pokoi. Po zadomowieniu się w hotelowych pokojach, wykończyliśmy kanapki (kolacja), które każdy z nas przygotował sobie na drogę. W czasie kolacyjnej konsumpcji przybył do nas Wiesiu Śliwiński, przywitał się z nami, wszyscy poznaliśmy się wcześniej w Tomaszowie na Spotkaniu po latach, a Wojtkowi Szymonowi osobiście podziękował za płytową darowiznę, która bardzo urozmaiciła i wzbogaciła V Edycję konkursu jak i ozdobi przyszłe muzeum, jeżeli powstanie, „Polskiej Muzyki Rozrywkowej i Rock’n’Rolla”.

Grupowe FOTO po IV konkursie WSPOMNIENIA MIŁOŚNIKÓW ROCK’N’ROLLA. Wymienię osoby które znam, ten usytuowany najwyżej to Wojtek Korzeniewski, dziewczyna z gitarą Ewa Oleszczuk z Gdyni, trzymający na niej rękę, pan  z brodą to Andrzej Szlachta i ja przy wózku z Markiem Karewiczem
Przed opuszczeniem hotelu Wiesław oznajmił nam nowinę, - Chciałem was poinformować, że tomaszowska grupa powiększyła się o cztery osoby. Zaprosiłem również do Sopotu braci Jochanów, Krzysztofa i Darka z żonami, Ewą i Alą. Wynajęli w centrum miasta, w uliczce tuż za Krzywym Domkiem pokoje w lokalnej willi i prosili mnie bym jutro zaprosił was wszystkich na 9.00 rano na uroczyste śniadanie. A zatem do zobaczenia na śniadaniu u Jochanów. Kiedy Wiesław opuścił hotel, jeszcze jakiś czas w naszych pokojach (mieliśmy dwupokojowy apartament) pozostały dziewczyny i przez dobrą godzinę pokonwersowaliśmy przy naszej, wspaniałej, rock’n’rollowej muzyce. Między innymi utwór, Rocket 88 z repertuaru Jackie Brenstona, gdzie wydobywające się dźwięki z wojtkowego sprzętu (P-3) nie dawały nam spokoju. Pomimo zmęczenia, słuchaliśmy muzyki nadal, ale gdy Lowell Fulson zaśpiewał swój wielki, seksowny przebój, Reconsider Baby, zrobiło się nawet tanecznie.


Jednak mając świadomość, że jutro czeka nas ciężki dzień, a zbliżała się już północ, Szymon pierwszy przerwał nocne rozmowy przy muzyce, wypowiadając słowa, - Kochani czuję się zmęczony, mój dzień trwa już blisko 48 godzin. Idę spać. Jak chcecie jeszcze rozmawiać przy muzyce, to proszę bardzo. Mnie to nie przeszkadza. Dobrej nocy. Cześć! Rzeczą jasną było, że długo nie posiedzieliśmy, jeszcze Wojtek nie wyszedł z pod prysznica, jak dziewczyny opuściły nasz apartament udając się do swoich pokoi, pamiętając, że jutro na 9.00 rano mamy wszyscy spotkać się na śniadaniu u rodziny Jochanów. O śniadaniowych kuluarach i jubileuszowym wydarzeniu opowiem w kolejnym, 65 felietonie Subiektywnej Historii R&R.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz