środa, 12 sierpnia 2015

Nasz nurt meandruje szeroko - z muzykami suwalskiej grupy TWINPIX rozmawia Sławek Orwat

Zbyszek Radziwiłowicz 1983
- Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami mieszkała piękna księżniczka. Pewnego dnia wyszła ze swojego pałacu na pobliską łąkę, rozejrzała się i krzyknęła: "k... ,jak ja mam wszędzie daleko!!!" Czy suwalscy artyści też odczuwają ten problem?

Jacek: Od nas jest wszędzie daleko, tylko na wschód jest bliżej niż dla mieszkających w centrum czy na zachodzie Polski. Dlatego jeździmy nad morze do Kłajpedy i Pałangi na Litwie (śmiech). Jeżeli chodzi odległość muzyczną to dziś nie jest to takie uciążliwe, Internet dociera do wielu miejsc i można mieć satysfakcję z tego, że ktoś słucha nas na drugim końcu świata. Natomiast prawdą jest, że artyści mieszkający po wschodniej stronie Wisły maja mniej kontaktów muzycznych i znajomości. Tutaj jest mniej klubów, festiwali, wszystko biegnie trochę wolniej, działalność artystyczna też. Słychać narzekania muzyków z naszych stron, że mamy daleko do centrum, tam gdzie się więcej dzieje i to niby nas hamuje. Mi to nie przeszkadza. Jak jesteś dobry, to wszędzie cię zauważą, Miejsce zamieszkania nie ma znaczenia. Tylko jeżeli trzeba pojechać na koncert, to mamy trochę gorzej. Dlatego nam się nie chce jeździć.


Grzegorz Kador 1988
Zbyszek: Daleko,ale ekologicznie i ładnie, W zimę zimno - brrrrr... ale nie dla nas.

Grzegorz: Kiedyś tak, dziś już niekoniecznie. Autoprezentacja medialna jest dziś teoretycznie za darmo. Internet posiada nieograniczone możliwości. A odległości? Cóż... faktycznie jest daleko do większych aglomeracji kultury.

- "Music To Watch Girls By" nagraliście dlatego, że lubicie spoglądać na dziewczyny, czy to Andy Williams tak was natchnął (śmiech)?

Zbyszek: Lubimy spoglądać na dziewczyny i słuchać Andy Williamsa.


Jacek Racis jako frontman grupy Cobra Verde
Jacek Racis 1996
Jacek: Jechałem kiedyś samochodem i piosenka ta leciała w Trójce. Pomyślałem, że trzeba zrobić cover. Miałem od razu koncepcję, że będzie to szybki rockowy kawałek. Poza tym jak do tej pory nikt nie nagrał wersji rockowej tej piosenki i chyba w ogóle żadnej innej, więc to też plus. Musze dodać, że od dawna polowałem na jakiś fajny standard, żeby go przerobić i zdecydowałem się na ten. Na próbie poinformowałem chłopaków, że będziemy robić ten kawał, Nikt nie protestował. Potem okazało się, że jest dosyć trudny i trzeba było się trochę namęczyć przy nim. Zbyszek ciągle miał wątpliwości, jak ma grać na basie, jakie to mają być nuty - ósemki czy szesnastki? I tak mnie męczył na każdej próbie. Więc ustalone zostało, że to będzie szybkie bicie szesnastkowe, ale w przeciągu roku przy każdym zagraniu Zbyszek pyta "A to na pewno tak, a nie tak?" i pokazuje dwie wersje bicia w struny. Wiec ja tłumaczę po raz dwudziesty, że gramy szesnastkami,  co było bardzo trudne. Utrzymanie tego tempa przez dłuższy czas sprawiało sporo kłopotu na koncercie i często było nierówno. Natomiast przy rejestrowaniu piosenki w studio, okazało się, że ten sposób grania daje kiepskie brzmienia basu, słychać walenie o progi i brak było selektywności, więc zagrał wolniejszymi nutami, co dało lepszy efekt i można było równo zagrać. Zresztą nie pamiętam już. czy to ja nie nagrywałem tego, bo kilka wersji zagrałem sam na basie i to chyba moja została ostatecznie.


Grzegorz: Oryginał jest naprawdę fajny, klip też, ale nasza aranżacja podoba mi się bardziej. Nie to, żebym „chwalił swoje”, ale utwór dostał od nas nowe życie, pęd, żywiołowość...

Twinpix i wszystkie urocze panie i dziewczęta z teledysku do numeru 1 sierpniowego notowania Polisz Czart
- Jak udało wam się namówić te wszystkie urocze panie i dziewczęta, aby wzięły udział w teledysku?

Zbyszek:  To faktycznie jest trochę zaskakujące. Ważne, że się udało. HURRRRAAAA.

Jacek: Młodych dziewczyn nie trzeba było specjalnie namawiać. Mają duże parcie na szkło i chętnie przystąpiły do projektu. W porozumieniu z opiekunami sekcji tańca Domu kultury, reżyser teledysku Hubert Stojanowski ustalił wszystkie szczegóły. On też zaprosił panie z Uniwersytetu Trzeciego Wieku do udziału w projekcie. Od lat robi dla nich różne filmy i zdjęcia i dobrze je zna. Panie chętnie się zgodziły i były bardzo aktywne. Najpierw 3 godziny spędziły u fryzjera i kosmetyczki. To było dla nich duże wydarzenie i po zakończeniu miały trochę niedosyt. Zabrakło nam wspólnej imprezy alkoholowej po tej sesji (śmiech). Chodzi mi coś po głowie, by jeszcze wykorzystać te panie do innego projektu,  ale nie wiem jeszcze jakiego. Może jak będę pisał piosenkę o polskich emerytach (śmiech).

Grzegorz: Ja tylko dodam,że Panie były(są) przemiłe.

- Inspirują was Dream Theater, Foo Fighters, Sting, Marillion, Biffy Clyro. Można więc chyba śmiało powiedzieć, że Andy Williams to u was tylko odskocznia od głównego nurtu?

Jacek: Jeżeli chodzi o wymienionych wykonawców, to oczywiście inspiracja jest. Czy da się to odnieść do naszej twórczości, to trudno powiedzieć. Na pewno nie brakuje elementów zaczerpniętych z twórczości Dream Theater, Marillion czy Metallica. Wielu wykonawców ma w głowie muzykę swoich idoli i chciał nie chciał, przekłada się to na ich twórczość, przynajmniej w początkowej fazie. Jeżeli chodzi o mnie, jestem bardzo elastyczny, choć najlepiej czuję się w muzyce rockowej. Były czasy, gdzie grałem na perkusji w zespole folkowym i nieźle mi szło. Potem nagrałem płytę pop rockową, wcześniej miałem projekt trash metalowy. Wykonanie piosenki Andy Williama to nie jest odejście od głównego nurtu  Powiedziałbym że tego głównego nurtu na razie nie ma. Ciągle jeszcze szukam stylu, w którym chce grać. Może to już za późno na szukanie (śmiech). Poza tym tak jak widać... Williams zrobiony jest na rockowo, jest to tylko przeróbka, ale w stylu który lubię i czuje .


Zbyszek: Nasz nurt meandruje szeroko, zaczepił więc i o Andy Williamsa.

Grzegorz: O! Zbyszek dobrze to ujął.

Cobra Verde 1996
- Gdzie nauczyłeś się growlować? Pomiędzy wczesnym Twinpixem i zespołem Cobra Verde istnieje stylistyczna przepaść. Skąd u ciebie taki eklektyzm?

Jacek: Haha. Nie zgadzam się z tobą, że to jest growl. To jest nieudolne darcie paszczy. Wtedy jeszcze takie darcie chyba nie miało nazwy. To były dawne czasy, początki grania w ogóle. Płyta Cobra Verde miała pochlebne recenzje w czasopismach Tylko Rock, Brum i Metal Hammer, ale był właśnie zarzut do wokalu. Growl, to specyficzna technika wydobywania dźwięku z przepony, poparta ćwiczeniami. Do tego potrzebne są też predyspozycje związane z budową krtani. To nie każdy ma. Niewtajemniczonym wydaje się, że każdy może drzeć ryja i nie trzeba do tego specjalnych umiejętności. Ten etap twórczości mam dawno za sobą i raczej nie przewiduję powrotu do tego typu śpiewania. Coraz mniej także słucham takiej muzyki, choc wyrosłem na Kreator, Slayer, Metallica, Norbid Angel, Iron Maiden, i innych . 

- Crazy Cocos, Cobra Verde, Arbitrium i Salvation. Trochę kapel przewinęło się przez twoje życie. Długo poszukiwałeś swego miejsca w charakterze frontmana?

Jacek: No tu jest drobna pomyłka. Moje zespoły to ADLER, COBRA VERDE i TWINPIX, gdzie zawsze byłem frontmanem, albo wokalistą albo wokalistą i gitarzystą. Crazy Cocos to zespół, którym kierowałem biorąc też udział w tworzeniu muzyki o ile pamiętam. Kwestia bycia wokalistą wzięła się z tego, że nigdy nie udało nam się znaleźć kogoś do śpiewania i zawsze musiałem to być ja. Ciężko to szło ale cóż, lepiej robić coś niż nic. Z biegiem czasu widzę, że śpiewa mi się coraz lepiej. Nabrałem doświadczenia, wiem na co mnie stać, staram się nie przekraczać pewnych granic i jakoś to idzie.

Eliza M i Doktor
Zbyszek Radziwiłowicz
- Na liście przebojów Polisz Czart wielokrotnie pojawiał się duet Eliza M. & Doktor, którzy od lat mieszkają i tworzą na terenie Wielkiej Brytanii. Połowa tego duetu to... dawna wokalistka suwalskiej grupy Crazy Cocoss, w której ty Zbyszku grałeś na basie, a Jacek był managerem. Śledzicie muzyczny rozwój waszej koleżanki z dawnych czasów?

Jacek: Nie śledzę za bardzo, bo po prostu nie mam czasu. Widzę czasem na facebooku jakiś post i nawet posłuchałem kilka razy. Trochę to dla mnie za smutne. Eliza podobnie jak ja ma już pewien bagaż doświadczenia związany ze śpiewaniem i bardzo dobrze zadysponowała swoim głosem, jeżeli tak można powiedzieć. Śpiewa swobodnie, przejrzyście, nostalgicznie, uczuciowo. Swoją drogą gdyby jej zapytać, czy to jest to, czego szukała, chętnie bym się dowiedział. Miała zawsze naturę rockową i lubiła krzyknąć, więc gdybym w kolejnym utworze usłyszał na początku gitarowe riffy,. to pewnie bym przesłuchał do końca. Pozdrawiam Elizę.


Zbyszek raz jeszcze
- Twinpix dość szybko został zauważony przez słuchaczy Radia Białystok. W roku 2008 wygraliście regionalny konkurs "Przebojem na antenę" i wystąpiliście w finale ogólnopolskim w Hajnówce zajmując 7 miejsce wśród 17 zwycięzców rozgłośni regionalnych. Co przeszkodziło wam wówczas, aby pójść za ciosem i powalczyć o jeszcze większą popularność?

Jacek: W tym czasie po prosu zespół się rozpadł, więc trudno było o ciąg dalszy pracy czy to nad nowa płytą czy koncertowanie. Nie mogłem poradzić sobie z perkusistą, który obarczony nowymi obowiązkami prowadzenia firmy nadużywał alkoholu i nie potrafił już nic dać z siebie dla zespołu. Poza tym Przemek Turowski - klawiszowiec wyjechał na studia i to też była jedna z przyczyn rozpadu. Gdybyśmy mieli wtedy perkusistę, moglibyśmy pracować. Poza tym były jeszcze nieporozumienia z bratem, który grał na gitarze. Nasze wizje muzyczne nie pokrywały się. Płyta Twinpix to głównie jego kompozycje. Ja co prawda napisałem teksty i też skomponowałem sporo muzyki, ale czułem się w tym projekcie tak, jakbym został poproszony o zrobienie pewnej roboty. Namawiałem brata do rockowego grania, ale nie mogliśmy się dogadać.

- Na albumie Twinpix  znalazło się 10 autorskich utworów. Moje ulubione to: "She's Not Alone", "Dziecięca magia słów", "Sorry" i " Zachować czas". Są tam także nagrania - w tym wasz największy przebój "Nie ma tu nas" - które mniej trafiają w moje gusta. Obiektywnie muszę jednak przyznać, że krążek jest technicznie dopracowany, profesjonalnie zrealizowany i przy odrobinie szczęścia mógł dobrze się sprzedać. Zabrakło odpowiedniej promocji, czy po prostu Suwałki leżą zbyt daleko od Warszawy? 


Jacek: Trudno powiedzieć. O takich kwestiach decydują przypadki. Ja myślę, że tej płycie dużo brakowało w sensie artystycznym. Ta płyta to dla mnie eksperyment. Nie miałem doświadczenia w śpiewaniu takich piosenek i wydaje mi się, że nigdy ich do końca nie czułem. W związku z tym wokal wyszedł mało ekspresyjny, monotonny, trochę bez emocji. To chyba główna przyczyna niedoskonałości tych nagrań. Oczywiście zawsze można powiedzieć, że ktoś tam nagrał płytę o wiele gorszą, wokalista fałszował, a płyta się sprzedała i stała się popularna. To czasem przypadek o tym decyduje,  ale nie tylko. W Polsce liczą się układy, znajomości. Miejsce zamieszkania zespołu też ma znaczenie dla ewentualnego wydawcy.

- "W pracę nad płytą zespół włożył dużo wysiłku i uczuć. Być może skupiając się na szczegółach, straciliśmy nawet nieco na feelingu" - powiedziałeś w jednym z wywiadów. Co dokładnie miałeś na myśli?

Jacek: To, co przed chwilą mówiłem o wokalu. Brakuje w nim emocji i feelingu. Moje zetknięcie się z tym materiałem było nowym doświadczeniem i nie udało mi się tego przekazać właściwie. Co do reszty to też prawda. Niewiele spędziliśmy czasu, by poprawić niektóre aranżacje. W wielu przypadkach piosenki są za długie i ciągną się jak falki z olejem. Było duże skupienie nad poprawnością i szukaniem brzmienia. A zresztą... przecież to było tak dawno, skąd ja to jeszcze pamiętam, może ja po prostu teraz zmyślam.

- Szata graficzna waszego albumu przywodzi na myśl krążek ze ścieżką dźwiękową Angela Badalamentiego do kultowego serialu Davida Lyncha. W rzeczywistości wasza nazwa - jak wyraziłeś się kiedyś - oznacza raczej coś w rodzaju podwójnego narkotyku albo ekstazy. Jak to rzeczywiście było przy tworzeniu nazwy waszej kapeli?

Jacek: No cóż...  to trudne pytanie. Żeby nie zapomnieć, to szybko powiem, że muzyka docelowo miała być tajemnicza, smutna, nostalgiczna i mroczna. Tak zawsze komponował mój brat (a piosenki były głównie jego) i sądziłem, że nazwa zespołu może nawiązywać do kultowego serialu. Jednak z biegiem czasu okazało się, że to zupełnie inna twórczość i w związku z tym powstała teoria podwójnego narkotyku. A szata graficzna płyty została wybrana przeze mnie. Zrobiliśmy autoryzowaną przeróbkę tego obrazu i tak zostało.

- Mieliście z Krzyśkiem kompletnie różne wizje brzmienia zespołu i w końcu w roku 2009 zawiesiliście działalność. Ty chciałeś realizować bardziej rockowy i dynamiczny styl grania, twój brat wolał pozostać przy stylistyce pop rockowej. Osobiście bardzo się cieszę, że twoja wizja zwyciężyła, bo nie tylko gracie z większym pazurem, ale także twój wokal w porównaniu z tym z albumu jest bardziej drapieżny. Czujesz się artystą spełnionym?

Jacek: O nie,  jak najbardziej niespełnionym. Do spełnienia potrzebuję jeszcze sporo i nie wiadomo, czy dożyję i czy w ogóle chcę. Mam duże wymagania co do siebie i jestem perfekcjonistą. By się w całości spełnić w muzyce, musiałbym chyba porzucić wszystkie inne rzeczy, które robię, pracę, własną działalność gospodarczą, podróże, kobiety itd. i zająć się tylko muzyką, a potem osiągać wyznaczone cele czyli ważne koncerty, kolejne płyty, nagrody Grammy i inne. W życiu nic nie robię za wszelką cenę i tak samo jest z muzyką. Lubię i chcę, ale nie jestem w stanie poświęcić temu życia. Jak to mówi często Zbyszek do nas ironizując, że jesteśmy amatorami i że gramy tylko dla przyjemności „Chłopaki nie umieją, ale lubią”. Swoją drogą Zbyszek chciałby żyć tylko z muzyki i docina nam  mówiąc: "co można osiągnąć grając raz w tygodniu dla przyjemności?".

- W Marcu 2013 Twinpix reaktywował się. Ze starego składu pozostałeś ty i Zbyszek Radziwiłowicz. Do zespołu dołączyli Grzegorz Kador - perkusja oraz Michał Wróblewski - gitara. Ty także chwyciłeś za wiosło. Grupa zagrała kilka koncertów i zrealizowała kilka nowych nagrań. W listopadzie przygotowujecie się do wydania EP-ki. Jaka to będzie płyta?

Jacek: W listopadzie to raczej nie wyjdzie, za mało czasu. Ale na początku roku myślę, że to się uda Zobaczymy, może wcześniej. Na tej płycie chcemy umieścić 5 kawałków w tym dwa, które już są udostępnione w necie czyli cover Andy Williamsa i utwór „Your hart nawigator”. Kolejne dwa utwory są już w projekcje studia nagrań, nagramy je do października. Do tego dołożymy jeszcze jeden, który też czeka w studio lub zrobimy jakiś nowy numer. Jak to będzie płyta? Na pewno energetyczna, mocne rockowe granie z melodyjnym wokalem i solówkami gitarowymi. I to tyle Przygotowujemy się też o śpiewania w języku polskim, zobaczymy co z tego wyjdzie.

Grzegorz: Będzie to na pewno przemyślany i wypieszczony materiał.

Monika S. Jakubowska w obiektywie Pawła Fesyka
- Grzegorzu, czy zespół ma świadomość, że należy ci się "flacha" (śmiech)? To dzięki tobie Twinpix znalazł się w zestawie propozycji do listy przebojów Polisz Czart. Nieświadomie w tym temacie maczała też palce urodzona w Suwałkach nasza Kropka, czyli znakomity londyński fotograf i jednocześnie dawna prezenterka Polisz Czart - Monika S. Jakubowska. W jaki sposób poznałeś Monikę?

Grzegorz: "Flacha"? Nie spożywam... Nie mamy menadżera, więc każdy z nas jes nim po trochu. Coś tam przeczytałem w necie i wysłałem. Tyle. Co do Moniki, to był rok 1987. Ja jako dziewiętnastoletni początkujący rockman (grałem już w MDK Suwałki w zespole ABV) dostałem od swego nauczyciela/instruktora propozycję grania/dorabiania jako perkusista w zespole o profilu rozrywkowym. Pamiętam, że strasznie się bałem tego pierwszego grania, bo oprócz typowych rytmów rockowych, nic innego wcześniej nie grałem. Stwierdziłem jednak, że skoro zaproponowano to mnie, to znaczy, że dam radę. Właśnie na tym pierwszym graniu poznałem Halinę (śpiew) i Janusza (gitara basowa, a także malarz,artysta...) Jakubowskich - rodziców Moniki. Monikę pierwszy raz ujrzałem... podczas wizyty towarzyskiej u państwa Jakubowskich w mieszkaniu w roku jak wyżej wspomniałem. Sumując: była to bardzo ładna i grzeczna dziewczynka z błąd włosami jak i pozostałe jej rodzeństwo. Matematycznie można obliczyć ile wtedy miała lat...

Grzegorz Kador 1993
- Powiedziałeś, że trzeba grać dla siebie i lubić to, a... reszta sama przyjdzie, albo i nie... Nie grałeś na perkusji blisko 18 lat. Za namową Jacka dołączyłeś 3 lata temu do Twinpixu. Łatwo było odnaleźć się na scenie po tak długiej przerwie?

Grzegorz: Oj ciężko, ale pewnych rzeczy się nie zapomina. Poprzez indywidualne ćwiczenia, na które poświęcam trochę czasu, coś tam pomalutku zaczyna wychodzić. Scena to już inny temat. Na niej zawsze mam tremę i skupiam się nad swoim graniem, żeby było jak najlepsze pod warunkiem, że mam dobry odsłuch i dobrych ludzi z techniki. Niestety z tym ostatnim bywa różnie... Na chwilę obecną więcej razem ćwiczymy, komponujemy i nagrywamy. Koncertów gramy mało.

Grzegorz Kador 1993
- W waszym repertuarze poza piosenką Andy Williamsa można znaleźć również kompozycje Stinga, Queen, Dream Theater, Faith No More czy Marillion. Do moich ulubionych należy wasza wersja "Enjoy The Silence" grupy Depeche Mode. Jak procentowo przedstawia się wasz repertuar koncertowy? Więcej jest w nim piosenek autorskich czy coverów?

Jacek: Jak na razie jesteśmy na etapie dążenia do realizacji własnej płyty w nowym składzie Twinpix. Te piosenki które wymieniłeś graliśmy w poprzednim składzie. Pamiętam jak po koncercie promującym płytę mieliśmy zarzut, że za dużo było coverów, że to powinny być wyłącznie piosenki z płyty. Graliśmy bardzo energetyczny utwór Marillion "Incomunicado". Mieliśmy wtedy świetnego klawiszowca, który bardzo wzbogacał brzmienie i był świetny technicznie. Ten kawałek mam gdzieś nagrany na video i jest to fajna historia. Obecny repertuar to 5 coverów zespołów Foo Fighters, Lenny Kravitza, Biffy Clyro, Andy Williamsa oraz nasze utwory, których mamy w nowym składzie na razie 7. Część z nich jeszcze wisi w projektach studyjnych i nie wiadomo, czy ujrzą światło dzienne, gdyż pojawiają się nowe pomysły, które przykrywają te poprzednie i bierzemy się od razu za te nowe, bo wydają się lepsze, dojrzalsze i ciekawsze i to się rozwija w dobrym kierunku, tak myślę. Z miesiąca na miesiąc ta muzyka będzie coraz lepsza. Choć teraz planujemy zrobić kilka utworów w języku polskim,  to nie wiem, czy to będzie lepsze, ale spróbujemy. Pisząc w języku polskim jesteśmy w stanie szybciej zrobić piosenkę po prostu, ale to jeszcze się okaże.

Zbyszek: Namawiam żarliwie do twórczości w języku polskim, polska poezja - kto powiedział,że ma być łatwo?

Grzegorz: Spróbować trzeba i po polsku. Nagramy, posłuchamy, zobaczymy...

- Nie waszych koncertach nie brakuje bisów, pogowania i aplauzu fanów. Jaki jest wiekowy przekrój waszej publiczności?

Jacek: Myślę, że my nie mamy jeszcze własnej publiczności. Jeżeli gramy koncert, to wiek odbiorców jest różny i to zależy od tego gdzie to jest. Grając w plenerze nie można liczyć na fanów w naszym przypadku, więc odbiorcy to babcia z dziadkiem, pijak zataczający się, trochę młodzieży i akustyk. Natomiast koncerty w salach zamkniętych to też różna publiczność, od młodzieży po dorosłych np. naszych znajomych. A generalnie, to gramy mało koncertów. Jesteśmy wygodni i dużo wybredzamy, rezygnujemy z propozycji grania na scenie 2x2 m w kotłowni gdzieś na peryferiach Białegostoku. Prędzej zagramy za darmo na dużej scenie z dobrym nagłośnieniem i dobrym akustykiem, niż za pieniądze w barze dla pijaków. I nie zależy nam na pieniądzach bo jesteśmy bogaci

Grzegorz: Jacek chciał powiedzieć: bogaci... uczuciowo i wrażliwi na piękno własnej twórczości. Co do grania koncertów to faktycznie nic na siłę.

- "Myślę, że teraz nie będzie już większych zmian. Ograliśmy się i w takim komplecie będziemy występować". Taką opinię wyraziłeś niedawno Jacku w jednym z wywiadów. Jak Wam się gra po reaktywacji i czy czujecie, że obecny Twinpix to skład na długie lata?

Jacek: Myślę że nasza trójka, czyli Ja Grzesiek i Zbyszek, będziemy grać długo razem. Jesteśmy w podobnym wieku i chyba zrobimy razem kolejne płyty. Potrzebujemy jeszcze jednego muzyka, ale jeżeli go nie będzie, to damy sobie radę. Studyjnie nam to nie przeszkadza, koncertowo trochę ogranicza, ale oglądamy koncerty Biffy Clyro i wiem, że można dobrze grać w trójkę. Ale potrzebna nam druga gitara lub klawisz i na razie szukamy. Granie w trio narzuca też styl, im dłużej będzie nas trzech tym muzyka będzie się zmieniać.

Zbyszek:  Współpraca się rozwija. Kto wie gdzie nas to doprowadzi.

Grzegorz: Grać będziemy na pewno długo, tylko ciekaw jestem, kogo pierwszego z nas do psychiatryka odwiozą po tych latach spędzonych ze sobą!

Grzegorz Kador
- Wasze piosenki opowiadają o miłości, są też w nich wynurzenia natury filozoficznej na temat ograniczeń ludzkiego umysłu, który nie potrafi wejrzeć w duszę drugiego człowieka, ani spenetrować jego myśli, a także o wyobcowaniu, na które skazała nas natura. Zdarzają się jednak chwile wytchnienia, kiedy jesteśmy razem i "czujemy się ... połączeni”. To także twoje słowa. Skąd czerpiesz pomysły na teksty i co cię inspiruje?

Jacek: Nie bardzo lubię odpowiadać na takie pytania, bo są ona dla mnie zbyt oklepane tak samo jak nie lubię pytania - skąd wzięła się nazwa zespołu. Próbuję zawsze unikać tych pytań. Pomysły na tekst biorę głównie z życia. Jak się coś przeżyło, to jest o czym pisać. Ja byłem zawsze osobą bardzo nakręconą i dużo się w moim życiu działo. Teraz ja i znajomi dochodzimy do wniosku, że to jest nie leczone ADHD i to może być prawda. Więc piszę o tym, co przeżyłem lub o tym, co jeszcze zamierzam przeżyć. Poza tym wbrew pozorom jestem uczuciowy, często ogarniają mnie myśli sensu życia, nostalgii. Bardzo ważna jest też dla mnie miłość i dlatego takie teksty dominują na tej płycie. Oprócz tego inspiracją do testów są dla mnie różne sentencje pochodzące z książek lub czasopism. To dotyczy raczej tej nowej twórczości. Chwytam taką sentencję i ją rozwijam, dodając różne fragmenty z moich doświadczeń. Dla przykładu „lepiej mieć ładną żonę dla wszystkich niż brzydką tylko dla siebie”

Z muzykami suwalskiej grupy Twinpix
Jackiem Racisem - gitara, wokal
Zbigniewem Radziwiłowiczem - bas
Grzegorzem Kadorem - perkusja
rozmawiał Sławek Orwat

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz