poniedziałek, 24 lipca 2017

Marek Jamroz: Gabinet Looster – premiera teledysku “Spokojnie”

fot. Monika S. Jakubowska


Dwie gi­ta­ry aku­stycz­ne, gi­ta­ra ba­so­wa, per­ku­sja i akor­de­on za­mien­nie z kla­wi­sza­mi. To wszyst­ko ob­słu­gu­je na sie­dzą­co pię­ciu mło­dych go­ści, a ca­łość na­zy­wa się Ga­bi­net Lo­oster. Gra­ją oni już od lat kil­ku, ro­bią to świet­nie i zy­sku­ją co­raz szer­sze gro­no fa­nów. Nie­daw­no na­kła­dem środ­ków wła­snych oraz dzię­ki ak­cji na Kick­star­te­rze wy­da­li swój pierw­szy al­bum „Po­stu­la­ty”. Pre­mie­ra od­by­ła się 22 kwiet­nia, pod­czas wy­stę­pu w klu­bie Bri­xton Jamm i mia­ła nie­codzienną opra­wę. Wśród licz­nie przy­by­łej pu­blicz­no­ści, kon­cert za­szczy-­ci­li swą obec­no­ścią mu­zy­cy z ze­spo­łu Kult, To­masz Li­piń­ski i Tom Horn. Do­dat­ko­wym smacz­kiem był wy­stęp sek­cji dę­tej Kul­tu, oraz skrzy­pacz­ki Ba­si Bartz, na sce­nie wspól­nie z Ga­bi­ne­tem Lo­oster. Co da­lej? Ano po­ra, by do­brą nu­tę zi­lu­stro­wać od­po­wied­nim obraz­kiem.


Obec­nie, je­że­li po­waż­nie my­ślisz o swo­jej mu­zy­ce, mu­sisz mieć klip wi­deo. Na do­brą nu­tę wy­bra­no pio­sen­kę „Spo­koj­nie”. To chy­ba naj­bar­dziej zna­ny utwór lon­dyń­skiej gru­py i ja­kiś ro­dzaj hym­nu, któ­ry z kon­certu na kon­cert co­raz do­no­śniej jest śpie­wa­ny przez pu­blicz­ność. Ga­bi­net Lo­oster, wraz ze swo­im me­na­dże­rem, Tom­kiem Li­ku­sem po­sta­no­wi­li, że za ca­ło­kształt fil­mo­we­go przed­się­wzię­cia bę­dzie od­po­wie­dzial­ne stu­dio Po­si­ti­ve Flow i re­ży­ser Ma­rek Kre­mer. Fir­ma spraw­dzo­na, zna­na na pol­skim ryn­ku krót­kich form fil­mo­wych, z bo­ga­tym port­fo­lio, i wca­le nie­ma­łym do­rob­kiem w po­sta­ci na­gród fil­mo­wych. Ja­ko, że w za­my­śle Marka Kremera wi­de­oklip miał cha­rak­ter fa­bu­lar­ny, na­le­ża­ło wy­brać ak­to­ra.

fot. Monika S. Jakubowska

Licz­bę 26 chęt­nych do za­gra­nia głów­nej ro­li, re­ży­ser zre­du­ko­wał do dzie­się­ciu, z tej puli zaś ko­mi­sja zło­żo­na z ze­spo­łu i osób na­le­żą­cych do eki­py Bu­cha nie­mal jed­no­gło­śnie wy­bra­ła Łu­ka­sza Kor­nac­kie­go, mło­de­go ak­to­ra fil­mo­we­go i te­atral­ne­go, ab­sol­wen­ta wro­cław­skiej PWST. Zdję­cia do kli­pu „spo­koj­nie” tr­wa­ły kil­ka dni i ich na­gry­wa­nie m­iało miej­sce w Pol­sce i w Lon­dy­nie. To, że na­pi­sa­łem w Pol­sce to nie zdaw­cze uogól­nie­nie, bo­wiem eki­pa do­słow­nie prze­je­cha­ła ca­ły kraj od Tatr aż do Bał­ty­ku, od­wie­dza­jąc po dro­dze co cie­kaw­sze punk­ty na ma­pie. W pią­tek Marek Łu­ka­sz i operator kamery Janek Klima wy­lą­do­wa­li w Lu­ton a po­tem za­czę­ła się pra­ca w Lon­dy­nie.

"Spokojnie" wersja demo

Mo­że się wy­da­wać, że to faj­na i pro­sta spra­wa przy­le­cieć, po­zwie­dzać Lon­dyn i coś tam na­grać. To wca­le tak nie wy­glą­da. Pra­ca nad zdję­ciami to dzie­siąt­ki, je­śli nie set­ki krót­szych lub dłuż­szych ujęć. Czę­ste po­wtór­ki, bo aku­rat przy­pad­ko­wy prze­cho­dzień wszedł w kadr, czy też ktoś spoj­rzał w ka­me­rę a nie po­wi­nien te­go ro­bić. Ale wróć­my do lon­dyń­skie­go ma­ra­to­nu z ka­me­rą i pio­sen­ką „Spo­koj­nie” w tle. Sce­ny krę­co­no mię­dzy in­ny­mi w skle­pie Mlecz­ko na Ken­ton, wspo­mnę, że fir­ma ta zna­czą­co wspar­ła fi­nan­so­wo pro­duk­cję ca­łe­go przed­się­wzię­cia. Na­stęp­ny punk to za­tło­czo­ne do gra­nic obłę­du Cam­den Town, póź­niej wszy­scy prze­nie­śli się nad Ta­mi­zę, w oko­li­cę mo­stu Black­friars i tam za­koń­czył się pierw­szy dzień zdję­cio­wy. W nie­dzie­lę krę­co­no uję­cia na lon­dyń­skich ulicz­kach, w oko­li­cach lot­ni­ska He­ath­row i w Rich­mond Park.


fot. Monika S. Jakubowska
Chciał­bym się za­trzy­mać nie­co dłu­żej przy epi­zo­dzie pod mo­stem Black­friars. W so­bot­ni wie­czór mia­ł tam miej­sce ist­na fie­sta, Ga­bi­net Lo­oster za­grał tam je­den ze swo­ich ulicz­nych kon­cer­tów. Ze­bra­ła się gru­pa zna­jo­mych, cie­ka­wych te­go, co się dzie­je na pla­nie, ale przede wszyst­kim wie­lu przy­pad­ko­wych prze­chod­niów, któ­rzy przy­sta­wa­li na krót­szą lub dłuż­szą chwi­lę. Po­dob­nie jak ja, ze­bra­ni mu­sie­li ode­brać ten wy­stęp ja­ko pier­wot­ną ma­gię mu­zy­ki, któ­ra da­je fraj­dę bez wzglę­du na wiek, na to kim je­steś, ja­kim mó­wisz ję­zy­kiem. Gru­pa mło­dych Wło­chów roz­krę­ci­ła im­pre­zę ta­necz­ną, kil­ku pol­sko­ję­zycz­nych fa­nów śpie­wa­ło ra­zem z mu­zy­ka­mi, więk­szość lu­dzi kla­ska­ła do tak­tu, sło­wem jed­na wiel­ka im­pre­za i po­czu­cie czystej przyjemności czer­pa­nej ze słu­cha­nia mu­zy­ki.

"Spokojnie" koncert 2014

Był to dla mnie naj­ra­do­śniej­szy kon­cert Ga­bi­netu Lo­oster na ja­kim by­łem. Z nie­cier­pli­wo­ścią cze­kam, na osta­tecz­ny kształt tej pro­duk­cji i my­ślę, że w tym cze­ka­niu nie je­stem osa­mot­nio­ny. Pierw­sze wi­deo z praw­dzi­we­go zda­rze­nia to za­pew­ne wiel­kie prze­ży­cie dla ze­spo­łu. Obserwując pracę ekipy z Positive Flow, uważam, że chło­pa­ki z Ga­bi­netu Lo­oster, wraz ze swo­im me­na­dże­rem mo­gą spać spo­koj­nie, bo ich obra­zek jest w do­brych rę­kach. Pre­mie­ry mo­że­my spo­dzie­wać się na po­czą­tku lip­ca, po­le­cam śle­dzić fa­ce­bo­oko­we pro­fi­le Ga­bi­netu Lo­oster i Bu­cha by być na bie­żą­co. Za­tem cze­kaj­my “Spo­koj­nie”.

Tekst: Marek Jamroz
Zdjęcia: Monika S. Jakubowska

fot. Monika S. Jakubowska


Marek Jamroz - Muzyka była w jego domu od zawsze, ale zawsze gdzieś w tle. Rodzice nie kupowali płyt, tylko słuchali radia, a to co muzycznego działo się w pokoju jego starszej siostry, było tajemnicą. Na szczęście, choć dorastał w typowo śląskiej rodzinie, rodzice nie katowali go słuchaniem jakże popularnych wśród sąsiadów, niemieckich szlagierów i tyrolskich polek. Pierwsze utwory jakie Marek pamięta to piosenki z niedzielnego Koncertu Życzeń takich wykonawców jak Irena Jarocka, Urszula Sipińska Jerzy Połomski i nieśmiertelna Mireille Mathieu z przebojem Santa Maria. Po słusznie minionym okresie Fasolek i Zająca Poziomki, jego pierwszą dojrzałą muzyczną fascynacją była twórczość Jeana Michelle Jarre'a. Po skutecznej próbie przedarcia się do pokoju siostry,  Marek po raz pierwszy usłyszał jego Equinoxe, Marka Bilińskiego, The Beatles i Andreasa Vollenweidera. Marek zawsze był wzrokowcem - i jak miał nie trafić po latach do Polskiego Wzroku - i prezentowane Przez Krzysztofa Szewczyka w programie Jarmark klipy "Money for Nothing" Straitsów, "Take on Me" A-HA wbijały go w fotel. W późniejszych latach osiedlowa telewizja kablowa emitowała piracko MTV (to prawdziwe, gdzie kiedyś puszczano muzykę). Marek chłonął każdy gatunek - pop, rap, rock, metal, wszystko co brzmiało. Słuchał Trójki i listy w każdy piątek, kupował "pirackie oryginały", jakby chciał się tym wszystkim udławić. Nigdy nie identyfikował się z żądną subkulturą. Jako jeden z niewielu na podwórku lubił Guns'n'Roses i nikt nie wiedział jaka przyczepić mu łatkę. W szkole średniej zaczął słuchać muzyki bardziej świadomie. Wsłuchiwał się w teksty polskich wykonawców i nieudolnie starał się tłumaczyć tych anglojęzycznych. Wtedy to kolega pożyczył mu album Meddle Pink Floyd i tak zaczęła się jego wielka przyjaźń z muzyką brytyjskiej czwórki (a później trójki). Pojawiły się też kolejne fascynacje - Metallica, Biohazard, Smashing Pumpkins, Type O Negative, Sepultura, Dżem, Ira, Kazik, Piersi, Hey ale i Turnau, Grechuta, Soyka i Grupa pod Budą. Dżem był mu zawsze bliski, bo to lokalny patriotyzm i przy ognisku śpiewało się Whisky i Wehikuł Czasu, a porem namacalnie odczuł tragedię śmierci Pawła Bergera, gdy wykonywał napis na jego płycie nagrobnej pracując jako liternik w zakładzie kamieniarskim. Później przyszedł czas emigracji. Marek wyjechał na trzy miesiące w listopadzie 2005 roku i... ten kwartał ciągnie mu się do dziś. Największą pasją Marka jest robienie zdjęć. Zaczynał, gdy jeszcze nikomu nie śniło się o aparatach cyfrowych, a na wywołanie zdjęć (o ile nie miało się własnej ciemni) czekało się parę dni. Łapanie momentów upływającego czasu i zamiana ich w obrazy zawsze było dla niego jakimś rodzajem magii. Oprócz fotografowania lubi stare polskie filmy, absurdalny humor, historię i książki. W wolnym czasie czyta co popadnie i sprawia mu to nieznośną frajdę. Jakiś czas temu zupełnie przypadkowo poznał pewnego mechanika samochodowego, który najpierw okazał się całkiem fajnym gościem, a później gościem z ogromną wiedzą muzyczną. Tym mechanikiem jest Kuba Mikołajczyk, który wraz z Mateuszem Augustyniakiem założyli portal Polski Wzrok, dzięki któremu Marek w tempie pędzącego ekspresu dostał się w sam środek najważniejszych polskich wydarzeń kulturalnych na Wyspach. Zaczął fotografować dla portalu na koncertach, co sprawia mu wielką przyjemność i dzięki czemu poznaje wielu ciekawych ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz