sobota, 29 października 2016

UFO nawiedziło St. Albans!

Z Vinnie Moore'm tuż po koncercie UFO w Alban Arena (fot. Damian Dziembor)
Z Johnem Mayallem w Alban Arena
Od roku 2009, odkąd to praktycznie w 99% mojej muzycznej aktywności oddałem się muzyce polskiej, bywanie na koncertach wykonawców brytyjskich i amerykańskich z przymusu ograniczyłem do niezbędnego minimum. Owszem... chciałoby się bywać tu i ówdzie o wiele częściej, ale doby nie da się niestety rozciągnąć do 36 czy 48 godzin, co zdecydowanie ułatwiłoby mi realizację wszystkich muzycznych pomysłów i zamierzeń. Emigracyjne życie wyznacza bowiem praca i związany z nią codzienny rytm zajęć i obowiązków. Pasję, która z czasem stała się esencją mojego brytyjskiego istnienia z konieczności musiałem więc sobie tak zorganizować, aby dawała mi jak najwięcej radości i przynosiła maksimum satysfakcji. Od samego początku wymagało to przede wszystkim zorganizowania najbardziej optymalnego harmonogramu zajęć zawodowych oraz konsekwentnego ustalenia priorytetów. Nie będę się tu wymądrzał, że zawsze ta sztuka mi się udawała i w dużej mierze właśnie z tego powodu wynikło moje świadome ukierunkowanie się na muzykę polską, co po pierwsze stanowiło logiczną kontynuację młodzieńczych zainteresowań, a dodatkowo w warunkach emigracyjnych brało się z naturalnej tęsknoty za Ojczyzną.


Magia Royal Albert Hall
Nie będę też ukrywał, iż wielokrotnie zapewniany słowami znajomych, przyjaciół i tych wszystkich osób, które zawsze mi dobrze życzyły, z czasem sam poczułem, że w sposób niezamierzony z dnia na dzień i z roku na rok powoli acz konsekwentnie robiąc "swoje" przyczyniałem się do uprawy swojego niewielkiego poletka kolokwialnie nazywanego "krzewieniem polskiej kultury na obczyźnie". Bynajmniej nigdy nie oznaczało to jednak, że całą "niepolską" sferę muzyki i bieżący dorobek światowej kultury całkowicie odłożyłem na bok.

Tak widziałem Purpli na żywo w Royal Albert Hall
Rozmowa z legendą Uriah Heep - Mickiem Boxem
Trzykrotnie udało mi się nawet odwiedzić tutejszą świątynię kultury muzycznej, jaką niewątpliwie jest londyński Royal Albert Hall, gdzie miałem okazję podziwiać między innymi takie sławy jak Deep Purple, Bruce Dickinson, Rick Wakeman czy najsłynniejszy cover band wszech czasów - Brit Floyd z przesympatyczną polską wokalistką Olą Bieńkowską tutaj. W roku 2014 w słynnym klubie Koko na Camden z bliskiej odległości przyjrzałem się też legendarnej grupie Uriah Heep, a z jej założycielem Mickiem Boxem podczas after party odbywającym się pobliskim pubie udało mi się nawet przez chwilę porozmawiać.

Największy koncert, jaki przeżyłem osobiście

Spotkanie z Nigelem Kennedy w Alban Arena
Odkąd zamieszkałem w małym acz niezwykle znaczącym dla brytyjskiej historii miasteczku St. Albans, bardzo szybko w mojej świadomości pojawiła się scena, która swoją wielkością i doskonałą akustyką nie tylko nie ustępuje, ale wręcz w wielu przypadkach przewyższa niejeden klub Londynu. To właśnie w Alban Arena miałem okazję obejrzeć legendarny (choć już personalnie bardzo odmienny od składu oryginalnego) zespół The Animals. To tu przeprowadziłem wywiad z 81-letnim, legendarnym wychowawcą późniejszych gwiazd gitary Johnem Mayallem i to właśnie w tej sali, a właściwie na jej zapleczu miałem okazji porozmawiać i przechylić polskiego "Żywca" z Nigelem Kennedy. Kiedy więc 25 października zadzwonił do mnie w godzinach przedpołudniowych manager Thetragonu Damian Dziembor z pytaniem, czy wiem, kto dziś koncertuje w moim St. Albans, poczułem się nieco zawstydzony, że nie wiedziałem, gdyż biorąc pod uwagę rangę kapeli, która tego dnia miała wyjść na scenę Alban Arena, ze skruchą muszę przyznać, że zdecydowanie wiedzieć powinienem.

Kolejny wielki koncert, jaki przeżyłem

Set lista koncertu w St. Albans
Zespół UFO powstał w sierpniu 1969 roku z inicjatywy śpiewającego w nim po dziś dzień Phila Mogga, perkusisty Andy Parkera oraz ówczesnego basisty Pete Waya. Początkowo panowie nazwali się... Hocus Pocus, a nazwa UFO zaistniała dopiero w październiku tego samego roku na cześć popularnego w latach 60' londyńskiego klubu muzycznego. Pierwsze dwa albumy UFO 1 i UFO 2 Flying wydane w latach 1970 i 1971 to kwintesencja wczesnej odmiany hard rocka. To właśnie dzięki tym krążkom, a szczególnie dzięki takim numerom jak popularny w Japonii "C'mon Everybody" czy z pazurem zagrany i plasujący się wysoko na niemieckich listach przebojów "Boogie For George" rozpoczynająca dopiero swoje istnienie młoda kapela dość szybko stała się rozpoznawalna także poza granicami Zjednoczonego Królestwa. W roku 1972 zespół postanowił opuścić gitarzysta Mick Bolton, co zmusiło muzyków do znalezienia takiej klasy "wioślarza", który godnie poprowadzi ich od space rocka, którym kapela wyraźnie inspirowała się we wczesnym okresie istnienia w kierunku nowoczesnego hardrockowego brzmienia, jakie zaczęło obowiązywać w połowie lat 70'.


Michael Schenker (fot. Robin Looy)
Po krótkich epizodach z Larrym Wallisem i Bernie Marsdenem niewątpliwym wybawicielem okazał się występujący w Scorpionsach Michael Schenker, co znacząco przyczyniło się do zmiany stylu gry i w konsekwencji do najbardziej spektakularnych sukcesów grupy. Odnowione UFO szybko nagrało brawurowo wykonane i niezwykle nowocześnie brzmiące jak na tamte czasy "Give Her The Gun" i "Sweet Little Thing", aby kultowym "Doctor Doctor" z wydanego w 1974 roku albumu Phenomenon nie pozostawić cienia wątpliwości co do swojej przynależności do ścisłej czołówki światowej. Dwa kolejne albumy Force It z roku 1975 i No Heavy Petting z1976 przypieczętowały czołową w hardrockowym światku pozycję UFO, a pochodzący z drugiego z nich utwór "Belladonna" stał się tak ogromnym hitem w ZSRR, że swoją interpretacją spopularyzował go znany u naszych wschodnich sąsiadów pieśniarz Aleksander Barykin.


UFO podczas Hamburg Harley Days - w tym samym składzie grupa zagrała w St. Albans (fot. Frank Schwichtenberg)
Zaświadczam niniejszym, iż wokalista UFO Phil Mogg dwukrotnie
zabiegał, aby sfotografować się z naszym koncertowym kompanem
Tomkiem, który z radością spełnił życzenie Gwiazdy :)
Nagrany w 1977 roku album Lights Out to szczytowe osiągnięcie kapeli, a takie kompozycje jak "Too Hot to Handle", "Lights Out," czy bardzo rozbudowany utwór "Love to Love" to  już dziś klasyka rocka, co muzycy udowodnili 25 października w St. Albans podczas otwierającego brytyjską trasę koncertu. Napięcie jakie utrzymywało się pomiędzy wokalistą Philem Moggiem i Michaelem Schenkerem w konsekwencji zakończyło się odejściem tego drugiego z grupy tuż po koncercie w Palo Alto w Kalifornii 29 października 1978 roku. Schenker po odejściu z UFO na krótko wrócił do Scorpionsów, aby wkrótce stworzyć własny projekt pod nazwą Michael Schenker Group. Lata 80' to niezbyt stabilny skład UFO i wiele szybkich i niespodziewanych i zmian personalnych.

Lata 80' w muzyce rockowej - jak to celnie kiedyś określił dziennikarz muzyczny Grzegorz Kasjaniuk umieszczając album UFO The Wild, The Willing And The Innocent z roku 1981 w swoim subiektywnym TOP5 najbardziej niedocenionych hard rockowych płyt dziesięciolecia - to w ogóle dekada wzlotów i upadków hard rocka i heavy metalu. Publicysta zauważył też, że paradoksalnie rozwój technologii dobijał wówczas najbardziej te gatunki muzyki, u podstaw których był feeling, a szukając przyczyn niedostatecznego docenienia The Wild, The Willing And The Innocent, wskazał na fakt, iż krążek ten został wydany w okresie, kiedy to Brytyjczycy byli dopiero co po zachwycie punk rockiem, a jeszcze w trakcie euforii New British Of Heavy Metal. Kasjaniuk zauważył też, że choć lata 80' z dzisiejszej perspektywy wydają się lekko anachroniczne, to ratunkiem dla panującej wówczas mody na odhumanizowywaną muzykę, był właśnie nie zakładający kompromisów hard rock, gdyż wszelkie tego rodzaju zabiegi natychmiast by go zgubiły.

 

Autor większości zdjęć i manager Thetragonu Damian Dziembor u boku Phila Mogga
Damian - sprawca mojego przybycia na koncert UFO
Płyta Walk on Water z roku 1995 to tryumfalny powrót do składu Michaela Schenkera. Z tego wydawnictwa zespół brawurowo zagrał w St. Albans numer 2 zatytułowany "Venus". W wyniku wciąż jednak istniejących napięć pomiędzy frontmanem, zespołu a niemieckim gitarzystą, Schenker w składzie UFO w latach 90' niczym pamiętny Józek z piosenki Bajmu... pojawiał się i znikał. Jako ciekawostkę pozwolę sobie w tym momencie odnotować fakt, że w najbardziej optymalnym składzie dekady z udziałem Schenkera w roku 1998 zespół zagrał w Londynie koncert w nieistniejącej już dziś Astorii na Charing Cross Road, czyli dokładnie 5 lat przed pierwszym brytyjskim koncertem Kultu zorganizowanym w tym samym klubie w roku 2003 przez debiutującą wówczas na rynku firmę Buch. W 2004 roku ukazał się 17-ty studyjny album UFO You Are Here z nowym gitarzystą Vinnie Moore'm i perkusistą... Jasonem Bonhamem - znakomitym synem genialnego Ojca, którego na kolejnym krążku The Monkey Puzzle zastąpił już jednak powracający po raz kolejny do składu bębniarz Andy Parker.


Z wydanego przed czterema laty albumu Seven Deadly panowie z UFO zagrali w Alban Arena przejmujący "Burn Your House Down", o którym pewien fan grupy napisał w Internecie, że jest to zwięzłe podsumowanie wszystkiego, co dotychczas zespół dokonał w ramach jednego doskonałego utworu, natomiast pochodzącym z ubiegłorocznego krążka A Conspiracy of Stars kawałkiem "Messiah of Love" Phil Mogg zdecydowanie udowodnił, że jego wokal jest niczym wino i wraz z upływem czasu nie tylko nie stracił mocy, ale dodatkowo jeszcze zyskał na szlachetności.


Tomek Wiśniewski i Phil Mogg (fot. Damian Dziembor)
Koncertem w St. Albans zespół UFO rozpoczął swój wielki Tour AD 2016, a uczynił to pod wodzą nowego tour managera, który zwierzył nam się po koncercie jak bardzo ten moment przeżywa i jak ogromną odczuwa z tego powodu odpowiedzialność. O poziomie koncertu mogę napisać tylko jedno słowo - światowy! Pochwalić można w zasadzie wszystko i wszystkich począwszy od akustyka, poprzez niezwykle dyskretnych ochroniarzy (wiem, że z trudem dacie wiarę, ale podczas koncertu nie było fosy!!!), aż po samych muzyków. Moc jaką w swoim głosie posiada Phil Mogg oraz jego błyskotliwy dowcip, bystrość umysłu i inteligentne dialogi z publicznością to poziom z najwyższej światowej półki. Andy Parker (lat 64!) trzymał fason i błyszczał kondycją przez cały koncert, a o jakichkolwiek momentach kryzysu lub chwilach słabości nie było mowy i  to właśnie on pierwszy poświęcił nam swój prywatny czas. Kiedy bowiem Mr. Parker wyszedł z Alban Arena, pierwsze co zobaczył to nasze uśmiechnięte twarze, a na propozycję wspólnej fotki nie oponował wcale, po czym ku naszemu zdumnieniu... samotnie zniknął w czeluściach otaczającego nas mroku podążając w sobie tylko znanym kierunku, podczas gdy impreza na backstage'u dopiero się rozkręcała.


Z Andy Parkerem - perkusja (fot. Damian Dziembor)
Zażartowaliśmy nawet pomiędzy sobą, że być może sympatyczny perkusista został przez kolegów wytypowany, aby pofatygował się "na miasto" w celu uzupełnienia wyczerpujących się zasobów napojów chłodzących. Paul Raymond chyba najmniej narzucał się publiczności, ale jego znakomite klawiszowe fragmenty zapamiętane będą przez nas na długo. Znajdował się zawsze tam, gdzie być powinien i w każdej minucie koncertu wiedział, co należy do jego zakresu obowiązków. Rob De Luca to znakomity basista i tu pozwolę sobie na niewielką dygresję... do basistów zawsze miałem w życiu szczęście. Począwszy od wieloletniej przyjaźni ze znanym chyba wszystkim (i to nie tylko polskim) bywalcom undergroundowych gigów w Luton i Londynie, kultowym znacznie bardziej niż słynna poznańska knajpa o nazwie "Kultowa" Kredem, a skończywszy na dwuletniej znajomości z jednym z najlepszych basistów na świecie Markiem "Bestią" Olbrichem, to właśnie faceci "od długiej czterostrunowej gitary" zawsze sprzyjali mi najbardziej. Rob De Luca także z uwagą pochylił się nad moją historią o tym, jak to będąc nastolatkiem, słuchałem z radia i płyt nagrań ich kapeli, a ograniczony PRL-owskim brakiem możliwości udawania się w dowolnym kierunku świata, mogłem w tamtym czasie jedynie tylko pomarzyć o tym, czego dostąpiłem dopiero w St. Albans będąc już po 50-tce (mam tu rzecz jasna na myśli jedynie mój wiek, gdyż przez cały wieczór bohatersko pozostawałem w tym rozbawionym towarzystwie rockandrollowych herosów jedynie pod wpływem niskoprocentowego złocistego płynu).




(fot. Damian Dziembor)
W tym momencie będzie jeszcze jedna dygresja. Jak już wspomniałem, to właśnie Damian Dziembor, a także Tomek Wiśniewski wieloletni wokal Kruka, a od niedawna frontman londyńskiego Thetragonu spowodowali, iż ten wieczór należał do najpiękniejszych w moim życiu. Już sama ich obecność na gigu UFO byłaby wystarczająco miłym dopełnieniem tego wieczoru. Los dał mi jednak jeszcze więcej. Na balkonie tuż przed rozpoczęciem koncertu zauważyłem Chrisa Cummingsa i Martina Hallorena - basistę i wokalistę legendarnego w undergroundowym światku Luton zespołu Cerberus i jednocześnie organizatorów corocznego CerberFest, na którym w roku przyszłym wystąpi... Thetragon, co udało się naszej trójce sprawnie wynegocjować, a całą transakcję przypieczętować stuknięciem plastikowych pojemników pełnych złocistego płynu.



Wspólne zdjęcie z muzykami Cerberusa





Vinnie Moore (fot. Damian Dziembor)
Czy o samym koncercie napisałem już wszystko? Oczywiście, że nie. Vinnie Moore to w zasadzie temat na osobny artykuł i szczerze powiem, że ile akapitów o tym panu dziś bym napisał, to i tak odczuwałbym niedosyt. Na pewno jest to najlepszy gitarzysta, jakiego w swoim życiu usłyszałem i zobaczyłem na żywo. To co w St. Albans Vinnie wyprawiał z "wiosłami", jakie przewijały się tego wieczoru przez jego ręce przyprawiało zgromadzoną w St. Albans publikę o niedowierzanie i zawrót głowy. Technika i wirtuozeria, jaką prezentował Mr. Moore może stanowić temat do wielogodzinnych analiz i materiał szkoleniowy na długie zimowe wieczory dla najmłodszych adeptów gitarowych szkółek, jak i dla bardzo doświadczonych gitarzystów. W dwóch utworach Vinnie Moore zademonstrował rzadko widywany na koncertach i niezwykle widowiskowy popis. Na specjalnym stelażu stała na odpowiedniej wysokości umieszczona gitara akustyczna, do której w odpowiednich momentach Vinnie doskakiwał grając na niej niezwykle urokliwe wstawki, po to aby za chwilę z prędkością Pendolino ponownie przenieść dłonie na gitarę elektryczną i dać na niej kilkuminutowy popis solowy.

 Vinnie Moore

Z Vinnie Moore,m raz jeszcze

Jego najnowsza solowa płyta Aerial Visions, której dźwięki smakowałem podczas pisania niniejszej recenzji urzekła mnie od samego początku. I choć to nie Vinnie Moore i jego najnowsze dzieło solowe jest tematem tego artykułu, jedno trzeba w tym momencie przyznać. Michael Schenker już nie musi czuć się niezastąpiony w gronie dostojnych panów spod szyldu UFO, co wcale nie oznacza, że oddając królowi Vinniemu to, co królewskie, młodszemu bratu założyciela Scorpionsów nie należy oddać to, co schenkerowskie. Wszyscy bowiem, którzy znają historię bandu będącego wciąż aktywną legendą brytyjskiego łojenia, dobrze wiedzą, że poza charyzmatycznym frontmanem, o potędze tej formacji od początku stanowili i zawsze będą stanowić gitarzyści. Panowie Schenker i Moore to dwie wielkie indywidualności, które spinają klamrą potęgę zespołu i choć na przestrzeni 47 lat istnienia grupy w składzie UFO zagrało kilku znakomitych gitarzystów, bez wątpienia tych dwóch miało największy wpływ na styl, brzmienie i zasłużoną pozycję grupy w panteonie największych gwiazd światowego rocka.

Michael Schenker

Dziękując będącym wciąż w znakomitej formie muzykom, w 47 rocznicę nadania nazwy UFO (październik 1969) pozwolę sobie wznieść na ich cześć następujący toast: grajcie nam panowie jeszcze długie lata i niech Wam zdrowie sprzyja!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz