niedziela, 23 października 2016

Niech się kręci rockandrollowa machina - Z Tomkiem "Dzikim" Likusem rozmawia Monika S. Jakubowska - Nowy Czas (październik 2016)

fot. Monika S. Jakubowska
Tomasz Likus: człowiek - instytucja. Promotor koncertów i organizator imprez. Piszą o nim w piosenkach, pokazują na zdjęciach, wysyłają setki maili po prośbie - o wejściówkę, wywiad, autograf czy atencję. Przyjaciele nazywają go "Dzikim", on siebie "kogutem domowym". Dla reszty świata jest Buchem i wie co w trawie piszczy. 

Tak było w tym roku

Spotykamy się w maleńkim barze nieopodal stacji Queen's Road Peckham. W powietrzu wisi zapach tradycji a z sufitu sypie się tynk. Punkową scenografię dopełniają ścianka z kolorowymi kapslami i zbite na sposób Słodowy stoły. Buch zabiera mnie w podróż do początku. Do przeszłości, gdy razem z przyjacielem Zackiem wpadają na pomysł zorganizowania pierwszego koncertu w Londynie.

T.L.: Był rok 2002. Zack zadzwonił do klubu i dostaliśmy termin. Wkrótce po tym pojechaliśmy do Polski. W Warszawie spotkanie z managerem zespołu i dogadanie szczegółów, a już w marcu 2003 odbył się pierwszy w Londynie koncert Kultu.

fot. Monika S. Jakubowska
Pierwszy koncert i pierwszy sukces. Dwa tygodnie przed imprezą bilety są wyprzedane, a nieistniejąca już The London Astoria pęka w przysłowiowych szwach. Przed klubem tysięczny tłum czeka na cud rozmnożenia biletów i pojemności sali. Nielicznym udaje się zakup "u konika", ale płacą słone £150 za pojedynczą wejściówkę. Pozostali oczekujący, w przypływie frustracji lub geście rozpaczy, przewracają policyjny radiowóz. Gdy w Soho mówi się o zamieszkach, agencja koncertowa Buch zaciera ręce i planuje dalszą rockandrollową inwazję.


T.L.: Biznes się kręcił, a ja kręciłem kilometry rozwożąc kurierskie przesyłki. Pracowałem od rana do wieczora, aż zaczęło brakować mi sił i czasu. W 2007 stwierdziłem, że muszę zdecydować się na jedno i wybrałem. Do dnia dzisiejszego mam na koncie zorganizowanych ponad 200 koncertów, wystaw i innych imprez.

Z perkusistą Robertem Wiktorowiczem i klawiszowcem Bartkiem Kowalskim - Gabinet Looster
(fot. Monika S. Jakubowska)
Od tamtego czasu upłynęło wiele wody i wybrzmiało wiele pieśni. Jak grzyby po deszczu wyrastać zaczęli nowi organizatorzy ze swoimi mniej lub bardziej udanymi próbami ukulturalniania nowej fali polskiej emigracji. Wystarczyło kilka lat, by z głodnych polskości entuzjastów zmienić nas w wybrednych sybarytów. Mamy swoje koncerty, wieczorki, teatry i teatrzyki. W kinach polskie premiery, a w supermarketach bigos z kiełbasą. To wszystko, plus "oferty lokalne". gdzie po sąsiedzku można wyskoczyć na koncert Foo Fighters, Davida Gilmoura czy innej Madonny. 


T.L.: Publiczność jest zadowolona, a nam, promotorom, coraz twardszy orzech do zgryzienia. Muzyczny rynek polonijny, który tu powstał, działa trochę na zasadzie "każdy sobie rzepkę skrobie". Bywają owszem sympatie i symbiozy. Zdarza mi się współpracować z Mega Yogą Londyn czy tutejszym sztabem WOŚPu. Nie zmienia to jednak faktu, że wszystkim nam jest coraz trudniej sprzedawać imprezy. Sytuacja polityczna i gospodarcza w Europie jest zwariowana. Brexit, spadek wartości funta, a my podnosimy ceny biletów bo artyści zarabiają w złotówkach. Ludzie się dziwią, że drogo, a nam, z dnia na dzień, wszystko przestaje się kalkulować.

fot. Monika S. Jakubowska
Biznes Bucha wyrósł z serca, brak mu chłodnych kalkulacji. Swojej publiczności proponuje takie ramki, w jakich sam się chętnie widzi. Nie zaprasza gwiazd disco polo ani przedstawicieli celebryckiego popu.

T.L.: Ważne jest dla mnie by zapraszać takich artystów, których twórczość niesie ze sobą jakiś przekaz. Żeby nie było płytko. Na początku mogłem wybierać i przebierać w kapelach, a dziś widzę, że zaczyna brakować zespołów, które mógłbym zaprosić na koncert.

 Piosenka z BUCH-ami w tekście

By uniknąć płycizny, Buch rzuca się na głęboką wodę i na wiosnę 2016 roku organizuje dwa dni muzycznej uczty pod szyldem Buchfest. Imprezie patronuje Polskie Radio, a na scenie pojawiają się: Dezerter, Kasia Nosowska, Pidżama Porno, Strachy na Lachy, Maleńczuk, Raz Dwa Trzy i Voo Voo.

T.L.: Festiwal był doskonałym podsumowaniem mojej trzynastoletniej działalności. Do współpracy zaprosiłem zespoły, z którymi miałem już przyjemność pracować, jak i te, które zagrały u mnie po raz pierwszy. Zaraz po festiwalu zaczęły docierać do mnie pozytywne reakcje artystów, dziennikarzy, jak i publiczności. Co więcej, już wtedy pytano mnie o następną edycję Buchfestu. Radiowa Trójka przygotowała obszerną relację z festiwalu i wymusiła na mnie obietnicę "powtórki z rozrywki" w roku przyszłym.

Z perkusistą Gabinetu Looster Robertem "Białym" Wiktorowiczem (fot. Monika S. Jakubowska)
Wśród gwiazd największego formatu pojawia się mało znany londyński zespół Gabinet Looster. Otwierają Buchfest nie bez kozery - są podopiecznymi samego Bucha. Manageruje im od ponad osiemnastu miesięcy i pokłada w nich wielkie nadzieje. Zapytany o zespół mówi, że to związek bardziej z miłości niż rozsądku. 


T.L.: Zakochałem się w chłopakach, ich muzyce, w tym, co robią i jak to czasem w miłości bywa, nie ma to nic wspólnego z rozsądkiem (śmiech). Staram się wypromować ich jak najlepiej, pchnąć do przodu. Wielkim plusem organizowania koncertów dla takich gwiazd jak Kult, Hey czy Pidżama Porno, jest możliwość wpuszczenia na scenę młodego zespołu jako support. Gabinet Looster miał już kilka okazji do pokazania się szerszej publiczności. Od prawie dwóch lat obserwuję jak dobrze są przyjmowani. Mają duży potencjał i wierzę, że go wykorzystają.

fot. Monika S. Jakubowska
Pomimo ciężkich czasów i chwiejnej wartości wszystkiego wokół, pytany o plany pan Buch nie milknie.

T.L.: Jeszcze w tym roku zapraszam na dwa koncerty Kultu w ramach Trasy Pomarańczowej: 12go listopada w Londynie i 13go listopada w Hadze. W międzyczasie, wybieramy się z Gabinetem Looster supportować dwa koncerty Kultu: w łódzkiej "Wytwórni" i katowickim "Spodku", co jest dla chłopaków z Gabinetu wielkim wyróżnieniem. Poza tym, wiosną zespół nagrał materiał na debiutancką płytę, którą będziemy chcieli w przyszłym roku wydać.


2017 tuż za rogiem. Kilka dni temu w sieci pojawiły się pierwsze, szczątkowe informacje dotyczące drugiej edycji Buchfestu. Rozdzwonił się Buchowy telefon, zapycha się skrzynka mailowa. Kolejni artyści liczą na zaproszenia, a publiczność już czeka na bilety. Pomimo czarnego widma Brexitu, rockandrollowa machina Tomasza Likusa nie zatrzymuje się. Uprasza się więc o sprawdzanie rozkładu jazdy, zapinanie pasów i przygotowanie na "ostrą jazdę bez trzymanki". No to Buch!
Monika S. Jakubowska


fot. Paweł Fesyk
Monika S. Jakubowska urodziła się w Suwałkach. Dzieciństwo spędziła w łazience, którą ojciec-artysta przy pomocy kuwet z wywoływaczem i utrwalaczem zamieniał w prowizoryczną ciemnię. Pierwsze zdjęcia DDR-owską lustrzanką Exakta wykonała w wieku 4 lat. W brytyjskiej stolicy znalazła swoje miejsce na ziemi. Zafascynowana jest przyrodą i codziennością ludzkiego życia. Dlatego obok uwieczniania artystów, pochłania ją fotografowanie ulicy. Zdjęcia Moniki łatwo zapadają w pamięć. Z wykształcenia jest anglistką, z zamiłowania dziennikarką, poetką, plastyczką i radiowcem. Przed laty była też wokalistką zespołów Blues Dla Małej i Shamrock. Przed kilku laty chciała zostać fotografem wojennym. Zamierzała wykonać fotografię, która odmieniłaby myślenie polityków do tego stopnia, aby zaniechali polityki zbrojeń. Niepoprawna marzycielka została na szczęście z nami, dzięki czemu możemy podziwiać londyńską codzienność... tą wielką i tą małą, ale zawsze widzianą poprzez szczere, subiektywne spojrzenie jej obiektywu. Autorski cykl Moniki S. Jakubowskiej zatytułowany "Londyn w subiektywie"pojawiał się w miesięczniku Nowy Czas pomiędzy 1 grudnia 2011 a 12 maja 2012 i do dziś nie był kontynuowany. Nie tak dawno postanowiłem namówić moją Przyjaciółkę, której dziesiątki wspaniałych fotografii można podziwiać na łamach Muzycznej Podróży, do wskrzeszenia jednej z najlepszych serii prasowych, jakie zapamiętałem i tym samym do ocalenia dziesiątek wydarzeń, impresji i zwykłych/niezwykłych codziennych sytuacji, których ulotność i wyjątkowość stanowią o magicznej atmosferze Stolicy Świata - jak niektórzy nazywają to wielomilionowe i wielokulturowe miasto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz