poniedziałek, 29 lutego 2016

Antoni Malewski - Subiektywna historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim. Część 83 - Prima Aprilis w KORDEGARDZIE

Autor z Markiem Karewiczem
Antoni Malewski urodził się w sierpniu 1945 roku w Tomaszowie Mazowieckim, w którym mieszka do dziś. Pochodzi z robotniczej rodziny włókniarzy. Jego mama była tkaczką, a ojciec przędzarzem i farbiarzem. W związku z ogromną fascynacją rock'n'rollem, z wielkimi kłopotami ukończył Technikum Mechaniczne i Studium Pedagogiczne. Sześć lat pracował w szkole zawodowej jako nauczyciel. Dziś jest emerytem i dobiega 70-tki. O swoim dzieciństwie i młodości opowiedział w książkach „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”, „A jednak Rock’n’Roll”, „Rodzina Literacka ‘62”, a ostatnio w „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” - książce, która zajęła trzecie miejsce w V Edycji Wspomnień Miłośników Rock’n’Rolla zorganizowanych w Sopocie przez Fundację Sopockie Korzenie. Miał 12/13 lat, kiedy po raz pierwszy usłyszał termin rock’n’roll. Egzotyka tego słowa, wzbogacona negatywnymi artykułami Marka Konopki - stałego korespondenta PAP w USA jeszcze bardziej zwiększyła – jak wspomina - nimb tajemniczości stylu określanego we wszystkich mediach jako „zakazany owoc”. Starszy o 3 lata brat Antoniego na jedynym w domu radioodbiorniku Pionier słuchał nocami muzycznych audycji Radia Luxembourg, wciągając autora „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” w ten niecny proceder, który - jak się później okazało - zaważył na całym jego życiu. Na odbywającym się w 1959 roku w tomaszowskim kinie „Mazowsze” pierwszym koncercie pierwszego w Polsce rock’n’rollowego zespołu Franciszka Walickiego Rhythm and Blues, Antoni Malewski znalazł się przypadkowo. Po roku w tym samym kinie został wyświetlony angielski film „W rytmie rock’n’rolla” i w życiu młodego Antka nic już nie było takie jak dawniej. Później przyszły inne muzyczne filmy, dzięki którym Antoni Malewski został skutecznie trafiony rock'n'rollowym pociskiem, który tkwi w jego sercu do dnia dzisiejszego. Autor „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” wierzy głęboko, że rock’n’roll drogą ewolucyjną rozwalił w drobny pył wszystkie totalitaryzmy tego świata – rasizm, faszyzm, nazizm i komunizm. Punktem przełomowym w życiu Antoniego okazały się wakacje 1960 roku, kiedy to autor poznał Wojtka Szymona Szymańskiego, który posiadał sporą bazę amerykańskich płyt rock’n’rollowych. W jego dyskografii znajdowały się takie światowe tuzy jak Elvis Presley, Jerry Lee Lewis, Dion, Paul Anka, Brenda Lee, Frankie Avalon, Cliff Richard, Connie Francis, Wanda Jackson czy Bill Haley, a każdy pobyt w jego mieszkaniu był dla Antoniego wielką ucztą duchową. W lipcu 1962 roku obaj wybrali się autostopem na Wybrzeże. W Sopocie po drugiej stronie ulicy Bohaterów Monte Casino prowadzającej do mola, był obszerny taras, na którym w roku 1961 powstał pierwszy w Europie taneczny spęd młodzieży zwany Non Stopem, gdzie przez całe wakacje przygrywał zespół współtwórcy Non Stopu Franciszka Walickiego - Czerwono Czarni. Młodzi tomaszowianie natchnieni duchem tego miejsca zaraz po powrocie wybrali się do dyrektora ZDK Włókniarz, w którym istniała kawiarnia Literacka i opowiedzieli mu swoją sopocką przygodę. Na ich prośbę dyrektor zezwolił do końca wakacji na tańce, mimo iż oficjalne stanowisko ówczesnego I sekretarza PZPR Władysława Gomułki brzmiało: "Nie będziemy tolerować żadnej kultury zachodniej". Taneczne imprezy w Tomaszowie rozeszły się bardzo szybko echem po całej Polsce, a podróżująca autostopem młodzież zatrzymywała się, aby tego dobrodziejstwa choć przez chwilę doświadczyć. Mijały lata, aż nadszedł dzień 16 lutego 2005 roku - dzień urodzin Czesława Niemena. Tomaszowianie zorganizowali wówczas w Galerii ARKADY wieczór pamięci poświęcony temu wielkiemu artyście.

Wśród przybyłych znalazł się również Antoni Malewski. Spotkał tam wielu kolegów ze swojego pokolenia, którzy znając muzyczne zasoby Antoniego wskazali na jego osobę, mając na myśli organizację obchodów zbliżającej się 70 rocznicy urodzin Elvisa Presleya. Tak oto... rozpoczęła się "Subiektywna historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim", którą postanowiłem za zgodą jej Autora udostępniać w odcinkach Czytelnikom Muzycznej Podróży. Zanim powstała muzyka, która została nazwana rockiem, istnieli pionierzy... ludzie, dzięki którym dziś możemy słuchać kolejnych pokoleń muzycznych buntowników. Historia ta tylko pozornie dotyczy jednego miasta. "Subiektywna historia Rock’n’Rolla..." to zapis historii pokolenia, które podarowało nam kiedyś muzyczną wolność, a dokonało tego wyczynu w czasach, w których rozpowszechnianie kultury zachodniej jakże często było karane równie surowo, jak opozycyjna działalność polityczna. Oddaję Wam do rąk dokument czasów, które rozpoczęły wielką rewolucję w muzyce i która – jestem o tym głęboko przekonany – nigdy się nie zakończyła, a jedynie miała swoje lepsze i gorsze chwile. Zbliżamy się – czego jestem również pewien – do kolejnego muzycznego przełomu. Nie przegapmy go. Może o tym, co my zrobimy w chwili obecnej, ktoś za 50 lat napisze na łamach zupełnie innej Muzycznej Podróży.

Bogato ilustrowane osobiste refleksje Antoniego Malewskiego na temat swojej życiowej drogi można przeczytać tutaj Cześć 1 "Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim" można przeczytać tutaj. Część 2 tutaj  Część 3 tutaj  Część 4 tutaj  Część 5 tutaj  Część 6 tutaj Część 7 tutaj  Część 8 tutaj  Część 9 tutaj  Część 10 tutaj Część 11 tuta jCzęść 12  tutaj  Część 13 tutaj  Część 14 tutaj  Część 15 tutaj   Część 16 tutaj  Część 17 tutaj  Część 18 tutaj  Część 19 tutaj  Część 20 tutaj Część 21 tutaj Część 22 tutaj  Część 23 tutaj  Część 24 tutaj   Część 25 tutaj  Część 26 tutaj Część 27 tutaj Część 28 tutaj  Część 29 tutaj Część 30 tutaj Część 31 tutaj   Część 32 tutaj Część 33 tutaj Część 34 tutaj  Część 35 tutaj  Część 36 tutaj  Część 37 tutaj Część 38 tutaj Część 39 tutaj Część 40 tutaj  Część 41 tutaj Część 42 tutaj Część 43 tutaj Część 44 tutaj  Część 45 tutaj Część 46 tutaj  Część 47 tutaj Część 48 tutaj  Część 49 tutaj Część 50 tutaj Część 51 tutaj Część 52 tutaj Część 53 tutaj  Część 54 tutaj Część 55 tutaj Część 56 tutaj Część 57 tutaj Część 58 tutaj Część 59 tutaj, Część 60 tutaj  Część 61 tutaj Część 62 tutaj  Część 63 tutaj  Część 64 tutaj Część 65   tutaj, Część 66 tutaj Część 67 tutaj Część 68 tutajCzęść 69 tutaj  Część 70 tutaj  Część 71 tuta Część 72 tutajCzęść 73 tutaj Część 74 tutaj  Część 75 tutaCzęść 76 tutaj Część 77 tutaj Część 78 tutaj  Część 79 tutaj  Część 80 tutaj Część 81 tutaj Część 82 tutaj


Warszawa. Galeria KORDEGARDA przy Krakowskim Przedmieściu
Tradycyjnie w naszej europejskiej kulturze, także polskiej, dzień 1 kwietnia, to jedyny dzień w roku (Prima Aprilis), w którym to dniu każdy każdego może oszukać, powiedzieć nieprawdę, nie wyłączając w tym procederze naszych mediów jak prasa, radio, telewizja. Właśnie na ten szczególny dzień, z lekkim niedowierzaniem, otrzymałem zaproszenie takiej oto treści: Narodowe Centrum Kultury zaprasza w dniach od 2 do 23 kwietnia 2014 r. do Galerii Kordegarda przy ul. Krakowskie Przedmieście 15/17 na wystawę fotografii „Marek Karewicz: KOMEDA”. Uroczyste otwarcie wystawy odbędzie się we wtorek, w dniu 1.04.2014 roku, z udziałem największych osobistości ze świata polskiej kultury, polskiego jazzu. W drugiej połowie marca w telefonicznej rozmowie z Wiesławem Śliwińskim (stały opiekun nad Markiem Karewiczem), rozmówca przekazuje mi tej treści informację - Antek dzwonię w imieniu własnym i Marka. Chcieliśmy zaprosić ciebie we wtorek 1 kwietnia na godzinę 18.00 na otwarcie szczególnej wystawy do Galerii Kordegarda, w której fotografie Karewicza poświęcone będą naszemu wybitnemu, jazzowemu artyście Krzysztofowi Komedzie. Udział w otwarciu zapowiedziało kilku najwybitniejszych, jeszcze żyjących polskich jazzmanów. Nie będę wymieniał nazwisk, jest to moja tajemnica, jak przybędziesz do Warszawy przekonasz się osobiście, że mówię prawdę. Powiadomiłem również Krzyśka Jochana, dograjcie z sobą udział i przyjeżdżajcie. Czekamy na was.

Z Markiem Karewiczem na tle najważniejszego FOTO wykonane Krzysztofowi Komedzie
Po spotkaniu z Krzysztofem Jochanem udział w warszawskiej eskapadzie optymistycznie nie zapowiadał się. W tym czasie, Krzysztof miał kilka umówionych spraw do zrealizowania. W telefonicznej rozmowie powiedział, - Słuchaj Antek, muszę zsynchronizować i pogodzić tematy zawodowe z ewentualnym wyjazdem do Warszawy. Wyjazd nastąpiłby we wtorek, wstrzymaj się więc z decyzją do poniedziałku. Do południa przedzwonię do ciebie. Tak też się stało, o wyprawie do Warszawy poinformował mnie około 13.00 w poniedziałek, - Podjedziemy do ciebie z Ewą (małżonka), bądź gotowy na 10.00 rano. Na 12/13-tą dostarczymy cię na ulicę Nowolipki, do domu Marka a my z Ewą w interesach pojedziemy dalej w Polskę. Postaramy się na 18.00 dotrzeć do Galerii przy Krakowskim Przedmieściu. Około godziny 12.30 znalazłem się przed blokiem Marka Karewicza. Samochód opuściłem sam, Jochanowie pojechali dalej w swoich sprawach. Drzwi do mieszkania otworzył mi Wiesław Śliwiński. Natychmiast uderzyła mnie bardzo głośna muzyka, prawie na cały regulator. Jak mogłem się spodziewać na muzycznej tapecie nie mógł być nikt inny jak najbardziej ukochany duet przez Marka, Ella Fitzgerald/Louis Armstrong w znanym hicie Cheek To Cheek. Marek posiada trzypłytowy (CD) album wymienionej pary piosenkarzy, na którym są ich wszystkie utwory, a każdy z nich był wielkim przebojem, i jest nim do dzisiaj.


W Galerii KORDEGARDA
W hermetycznym świecie jazzu uważa się te krążki za muzyczne arcydzieło jakie wydano kiedykolwiek. Wielokrotnie przebywałem na chacie u Karewicza i nie przypominam sobie by Marek za moim każdym pobytem nie uraczał mnie tym duetem. Podejrzewam, że nie tylko mnie spotykała taka przyjemna uczta duchowa, również innych gości odwiedzających ten dom. Karewicz w swoim muzycznym archiwum posiada same wielkie postacie światowego jazzu jak w/w duet, Ray Charlesa, James Browna, Duke Ellingtona, Miles Daviesa, Billie Holiday czy Lionel Hamptona. Kiedy witałem się z Markiem, z Wiesiem, w tym czasie z kuchni obok wyłonił się facet z posiwiałymi, długimi włosami, lekko pochylony do przodu i zbliżył się do nas. Wiesiek natychmiast nas przedstawił, - To jest Antek Malewski największy, zwariowany tomaszowski rock’n’rollowiec, a ten o to długowłosy jegomość - kierując dłoń w jego stronę – również szalony, słynny na całą Polskę, twórca jazzowych spotkań „Jazz na kanapie” Staszek Kasperowicz z Oleśnicy. Natychmiast przeszliśmy na „ty”. Uściskaliśmy się serdecznie i obaj poczuliśmy jak byśmy od dawien dawna się znali. Ja z opowiadań Wiesława i Marka dużo słyszałem o jazzowych spotkaniach w Oleśnicy organizowanych przez Staszka, w których oni uczestniczyli. Również o działalności mojej w Tomaszowie Mazowieckim zapewne dobrze był poinformowany, z tych samych ust, Staszek Kasperowicz.


Z sędziwym Janem „Ptaszynem” Wróblewskim
Stanisław Kasperowicz to oleśnicki businessman, wielki zwolennik i miłośnik jazzu, działający w branży produkcji mebli tapicerowanych. Jest ich producentem i dystrybutorem. Jako dobrze usytuowany materialnie człowiek, zorganizował w swoim mieście cykliczny festiwal muzyki jazzowej pt „Jazz na kanapie”. Koszty organizacyjne, przy znikomej pomocy miasta, pokrywa sam, ze swoich, prywatnych środków płatniczych. Występowali tu najwięksi z największych od Jana Ptaszyna Wróblewskiego po Zbigniewa Namysłowskiego czy Tomasza Stańko. Ciekawostką jest to, że wielu jazzmanów, nie tylko występujących w Oleśnicy, w swoich domach posiada meble tapicerowane wykonane właśnie w zakładzie pana Staszka. Również Marek Karewicz wyposażony jest w meble wyprodukowane w jego fabryce. Staszek ma ogromne kłopoty zdrowotne z kręgosłupem, właśnie w tym czasie przebywał w szpitalu. Do Marka na otwarcie wystawy przyjechał na czterodniową przepustkę już w poniedziałek. Nazajutrz po otwarciu wystawy, w środę (2.04), miał wrócić do szpitala. Wkrótce po mnie, do mieszkania na Nowolipki dotarli kolejni goście, koledzy z branży fotografia; Henryk Malesza i Henryk Pietkiewicz, obaj z Gdańska. Robili wrażenie jakby nie było im obce mieszkanie przy Nowolipki, zachowywali się jakby bywali tu nie jeden raz. Z gospodarzem, mistrzem obiektywu byli na „ty”.


Ewa i Krzysztof Jochanowie w towarzystwie Marka Karewicza 
Również w wywołanej przez Marka dyskusji wykazali się dużą wiedzą tak w temacie rock’n’roll jak i jazz. Z pokojowej „wieży” w czasie naszej rozmowy, dyskusji nadal wydobywały się głosy duetu Ella & Louis w najpiękniejszych kompozycjach świata jak, Summertime, Dream A Little Dream Of Me czy Tenderly. Kiedy przeglądałem Marka nowości płytowe dostrzegłem obok wieży odtwarzającej muzykę, egzemplarz świeżo wydanej książki Marcina Jacobsona pt Karewicz Big Beat. Właściwie książka ta oficjalnie na półkach księgarskich w Polsce miała ukazać się nazajutrz 2 kwietnia. Zresztą w tym dniu Marcin osobiście ją promował w warszawskich mediach (oglądałem z nim wywiad z redaktorem Goćkiem w TV Republika). Dziś, kiedy piszę ten felieton zdążyłem nabyć jeden egzemplarz. Wspaniała rzecz. Marek, wytrawny mówca, gawędziarz stworzył wspaniałą narrację pięknie spisaną przez Jacobsona. Książkę czyta się jednym tchem, tak jak się słucha z wielką przyjemnością mistrza obiektywu. Polecam wszystkim tę publikację. Przy piwie, kawie i herbacie w gorącej dyskusji, wspomnieniach, bardzo szybko minął nam czas oczekiwania na wyjazd na Krakowskie Przedmieście 15/17. Kwadrans po 17.00 znaleźliśmy się na parterze przed drzwiami Narodowego Centrum Kultury w Galerii KORDEGARDA z widokiem, vis a vis na Pałac Namiestnikowski z siedzibę Prezydenta RP.


W towarzystwie pasierba Komedy Tomasza Lacha syna Zofii
W niezbyt dużym lokalu, wzrok przyciągał o dużych rozmiarach, czarno biały fotogram Karewicza, na którym przy fortepianie widać zaaferowaną muzycznie twarz Krzysztofa Komedy a przed nim leżący saksofon oraz dużych rozmiarów napis - MAREK KAREWICZ; KOMEDA. Obok, na ścianach wokół pomieszczenia wiele, o różnych wymiarach FOTO naszego super kompozytora, mistrza fortepianu. Po prawej od drzwi wejściowych, maleńkie pomieszczenie, na którego ścianach znajdowało się wiele fotogramów Krzysztofa (wszystkie w biało czarnych barwach) a w jego narożniku stojąca gablota z osobistymi gadżetami, prywatnymi pamiątkami Komedy dostarczone przez obecnego na spotkaniu Tomasza Lacha (pasierb Komedy) syna Zofii, żony Krzysztofa. Po lewej stronie od wejścia głównego, pomieszczenie nieco większe, sklepowe z ladą, regałami i półkami a na nich wiele wydawnictw w postaci książek, folderów, ulotek, albumów, plakatów, obrazów, przeróżnych pamiątek, gadżetów wykonanych przez polskich artystów plastyków i pisarzy. Za ladą sklepową trzy piękne panie sprzedające wymienione artykuły i akcesoria, służące również wiedzą z zakresu działalności Galerii jak również udzielają informacji o dzisiejszej imprezie fotograficznej Marka Karewicza poświęconej Komedzie.


Od lewej Wiesław Śliwiński, Hania Erez, ja i koleżanka Hani, Elżbieta
W drzwiach Galerii, z obok stojącą hostessą wchodzących na spotkanie, witał kurator wystawy, pan Marek Dusza zabezpieczając wszystkim przybyłym i gościom specjalnym, miejsca siedzące. Nie było ich za wiele, już na kilka minut przed 18.00 więcej osób stało niż miało na czym siedzieć. Gospodarze wystawy zmuszeni byli zamknąć drzwi do Galerii. Wiele osób stało na zewnątrz, co było widać przez duże, wychodzące na ulicę okna licząc, że ktoś ze znajomych otworzy drzwi główne do lokalu. Na otwarcie wystawy przybyli najwybitniejsi z najwybitniejszych ze światka polskiego jazzu, rock’n’rolla jak: Jan Ptaszyn Wróblewski, Urszula Dudziak, Zbigniew Namysłowski, Tomasz Stańko, Paweł Brodowski, Rosław Szaybo, Krzysztof Sadowski (aktualny prezes Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego), były prezes PSJ Tomasz Tłuczkiewicz, dziennikarze Dariusz Michalski, Marek Gaszyński czy piosenkarz od rock’n’rolla, Wojtek Gąssowski. Wśród wielu przybyłych do Galerii znaleźli się przyjaciele Marka Karewicza, fotoreporterzy, dziennikarze, inni muzycy nie tylko związani z jazzem, zwykli przechodnie ale również troje tomaszowian, Ewa i Krzysztof Jochanowie oraz moja skromna osoba.


Krzysztof-KOMEDA-Trzciński

Portret Krzysztofa Komedy
autor: Zbigniew Kresowaty
Legendarny pianista i kompozytor Krzysztof Komeda zmarł 45 lat temu – 23 kwietnia 1969 r. – w następstwie wypadku, któremu uległ kilka miesięcy wcześniej w Los Angeles. Krzysztof Trzciński urodził się 27 kwietnia 1931 r. w Poznaniu. W czasie wojny uczył się muzyki prywatnie, następnie w szkołach państwowych. W Ostrowie Wielkopolskim poznał swingującego kontrabasistę Witolda Kujawskiego, który wprowadził go w jazzowe tajniki i namówił na wyjazdy do Krakowa. Tam, w mieszkaniu Kujawskiego, odbywały się jazzowe jam sessions i potańcówki. Komeda, bo taki pseudonim wybrał, poświęcił karierę lekarza laryngologa dla jazzu. Współpracował z grupą Melomani, a w 1956 r. z zespołem Jerzego Grzewińskiego pojechał na I Festiwal Jazzowy do Sopotu. Większość muzyków grała wówczas jazz tradycyjny, co nie odpowiadało pianiście. Postanowił założyć własną grupę Komeda Sextet, pierwszą w Polsce, która grała jazz nowoczesny nawiązujący do twórczości The Modern Jazz Quartet i saksofonisty Gerry’ego Mulligana. Zespół zrobił furorę na festiwalu w Sopocie, a jego członkami byli m.in. grający na saksofonie barytonowym Jan „Ptaszyn” Wróblewski i wibrafonista Jerzy Milian. Młody reżyser Roman Polański, również zafascynowany jazzem, poprosił Komedę o napisanie muzyki do jego etiudy „Dwaj ludzie z szafą”, a później do krótkiego metrażu „Gruby i chudy”. Natomiast Janusz Morgenstern zaprosił go do współpracy przy filmie „Do widzenia, do jutra”. Komeda stał się wziętym kompozytorem filmowym i teatralnym. Skomponował i nagrał muzykę do filmu „Niewinni czarodzieje” Andrzeja Wajdy, gdzie pojawił się w jednej ze scen, a następnie do słynnego „Noża w wodzie” Polańskiego. W 1965 r. z Tomaszem Stańką, Zbigniewem Namysłowskim, basistą Günterem Lenzem i perkusistą Rune Carlssonem nagrał album „Astigmatic” uważany za najważniejszą płytę polskiego i europejskiego jazzu. Równocześnie pisał muzykę do zagranicznych filmów Polańskiego: „Matnia” i „Nieustraszeni zabójcy wampirów”, a także obrazów Jerzego Skolimowskiego: „Bariera” i „Ręce do góry”. W 1968 r. wyjechał do Los Angeles, by tam stworzyć muzykę do horroru Romana Polańskiego „Rosemery Baby” (Dziecko Rosemery. Ballada „Sleep Safe and Warm”, śpiewana w filmie przez Mię Farrow, przyniosła mu światową sławę. Do dziś jest najczęściej graną jego kompozycją. Otrzymywał propozycje współpracy od innych reżyserów. Uległ wypadkowi w czasie, gdy pisał muzykę do filmu „Bunt” Buzza Kulika. Po komplikacjach związanych z urazem głowy został przewieziony do Polski przez żonę Zosię Komedową. Zmarł 23 kwietnia 1969 r. Pozostała nam jego muzyka, fotografie i wspomnienia tych, którzy zetknęli się z Wielkim Artystą.


Z Hanią Erez i jej warszawską koleżanką Elżbiuetą
Wystawę otworzył i poprowadził kurator, pan Marek Dusza. Po przywitaniu i przedstawieniu zaproszonych gości specjalnych, do stojącego w narożniku lokalu fortepianu, zaprosił najznakomitszego pianistę jazzowego, laureata tegorocznego GRAMMY AWARDS 2014 pana Włodzimierza Pawlika. Pan Pawlik wykonał najpiękniejsze kompozycje, covery Krzysztofa Komedy. Mini recital rozpoczął najsłynniejszą balladą Komedy do filmu Rosemary baby, wśród innych kompozycji znalazły się, przeważnie filmowe, do etiudy Polańskiego Nóż w wodzie, Prawo i pięść czy Do widzenia do jutra Morgenstern. Trwający w idealnej ciszy i skupieniu, ponad pół godzinny, fortepianowy recital Pawlika wprowadził w wystawowym pomieszczeniu nastrój epoki lat 50/60-tych. Po muzycznych reminiscencjach, prowadzący spotkanie Marek Dusza zaprosił naszych gości do dyskusji, wspomnień o Komedzie. Swoją przygodę z pierwszego spotkania z mistrzem fortepianu rozpoczął Marek Karewicz. Marek miał na sobie marynarkę podarowaną mu, pod koniec swojego życia - a jakże!!! - przez samego Miles Daviesa, po czym pałeczkę przejęli jazzowi muzycy, przyjaciele Krzysztofa. Udział w wspomnieniowej dyskusji wzięli: Tomasz Stańko, Jan Ptaszyn Wróblewski, Zbigniew Namysłowski i Krzysztof Sadowski. Właściwie o JEGO wielkim geniuszu mówiono na bazie tworzącej się jedynej, wydanej w Polsce płyty albumu, ASTIGMATIC.


W towarzystwie Karewicza po wyjściu z Galerii KORDEGARDA Od lewej - Krzysztof i Ewa
Jochanowie, ja oraz fotograf, przyjaciel Marka Karewicza, Henryk Malesza
Przy jej tworzeniu, udział brali obecni w lokalu Namysłowski, Jan Ptaszyn i Tomasz Stańko. Pani Urszula Dudziak, wówczas uczennica 10 klasy liceum w Zielonej Górze, opowiedziała jak w 1960 roku podczas kwietniowego występu Komedy w tym mieście, zgłosiła się na drżących nogach, z duszą na ramieniu na wcześniej zapowiedziany casting, po którym mistrz klawiszowego instrumentu powiedział, - Zapraszam cię dziewczyno w wakacje w miesiącu lipcu do Warszawy, myślę, że coś z ciebie będzie. Pani Ula zakończyła swoje pierwsze spotkanie z Komedą słowami, - Przyjechałam do Warszawy na umówione spotkanie, czego nie żałuję, bo od lipcowego przyjazdu do stolicy wszystko w moim życiu tak naprawdę się zaczęło. Na prośbę przybyłych do Galerii KORDEGARDA na uroczyste otwarcie wystawy, pt Marek Karewicz; Komeda, jak przystało na współczesnego jazzmana, zakończył Włodzimierz Pawlik cudowną kompozycją z albumu Night in Calisia, nagrodzoną GRAMMY AWARDS 2014. Po gromkich brawach dla artysty, nastąpiło kuluarowe oglądanie wystawionych dzieł, z Komedą w tle, Marka Karewicza wzmocnione symboliczną lampką wina, podawaną przez piękne hostessy. W powstałych podgrupach nastąpiły rozmowy o Komedzie, o Karewiczu, o polskim jazzie, o wspaniałej wystawie. Również w mojej podgrupie z Karewiczem, małżeństwem Jochanów, Wiesiem Śliwińskim, Staszkiem Kasperowiczem odbywały się podobne rozmowy.


Wnętrze pokoju stołowego, wśród osób pozujących do fotografii, te które rozpoznałem przedstawiam, od lewej: Wiesław Śliwiński, w czerwonej koszuli Iwona Thierry z Polskich Nagrań, obok niej Wojciech Korzeniewski Prezes Fundacji Sopockie Korzenie, siedzący w jasnej marynarce redaktor Dariusz Michalski obok Franciszek Walicki i siedzący na kanapie gospodarz, Marek Karewicz
Hanna Erez
W pewnym momencie podchodzi do mnie, stojąca obok kobieta w ciemnych okularach, o utlenionych blond włosach i zagaja w te słowa, - Co ty Antek nie poznajesz, zapomniałeś mnie? Faktycznie, że nie poznałem jej, dopiero po wymianie kilku słów do siebie, nastąpiła eureka. To była Hanna Erez z Kozienic, wcześniej opiekowała się (kiedy mieszkała w Warszawie) Markiem Karewiczem. Drzewiej spotykaliśmy się na wielu imprezach w Sopocie. Również dwukrotnie uczestniczyła w Tomaszowie w spotkaniach organizowanych przeze mnie. Wymieniałem ją również, z uwzględnieniem zdjęć, w moich publikacjach. Wielu obecnych w Galerii robiło sobie zdjęcia z wybitnymi postaciami polskiego jazzu, również nadarzającą się okazję wykorzystaliśmy my, tomaszowianie, Ewa z Krzyśkiem i ja. Po godzinie 20.30 udaliśmy się dużą, dziesięcioosobową grupą do domu Marka Karewicza. Pozwolę sobie wymienić osoby uczestniczące w wieczornym, kuluarowym spotkaniu; Staszek Kasperowicz, Ewa i Krzysztof Jochanowie, Henryk Pietkiewicz (fotograf), Hania Erez ze swoim partnerem Tadeuszem i Elżbietą dawną koleżanką z Warszawy, Wiesiu Śliwiński, moja osoba oraz gospodarz domu Marek Karewicz. Dziewczyny szybko przygotowały wystawną kolację w stylu szwedzkiego stołu i przy przepięknych songach duetu Ella Fitzgerald/Louis Armstrong (The Nearness Of You, Cant We Be Friends, I Got Plenty O’Nutting, Foggy Day) zakończyliśmy primaaprilisowy dzień. Podsumowując przy kolacji warszawską przygodę, dzieliliśmy się doznanymi wrażeniami, życząc sobie kolejnego spotkania w takim składzie. Około północy kiedy opuszczaliśmy dom przy Nowolipki, Staszek Kasperowicz (nocował u Marka) zaprosił nas, tomaszowian, do Oleśnicy na swój majowy jubileusz (imieniny, 60-te urodziny oraz XX festiwal Jazz na kanapie). W środku nocy, spełnieni, pełni wrażeń dotarliśmy do Tomaszowa. Podczas warszawskiej promocji w mediach (u Marka Niedźwieckiego, Marii Szabłowskiej, Marka Sierockiego) książki Franciszka Walickiego „Epitafium na śmierć Rock’n’Rolla” cała warszawska eskapada pana Franciszka, tradycyjnie zakończyła się w mieszkaniu Marka Karewicza przy ulicy Nowolipki.



* * *

Dodaj napis







Bardzo ważny moment dla miasta Tomaszów Maz. W dniu 1 maja 2014, po dwuletniej przerwie w kulturalnej działalności, nastąpiło otwarcie po pożarze kultowej Galerii ARKADY. Jednym z honorowych gości otwierających lokal, obok prezydenta miasta Rafała Zagozdona był Marek Karewicz dla którego ten obiekt we wczesnej młodości (słynne końskie jatki) i później kiedy stał się artystą fotografikiem był szczególnie ważnym miejscem w jego karierze. Pięciokrotnie, będąc jeszcze sprawnym fizycznie i później, miały miejsce spotkania z nim, m.in. w cyklu spotkań „Tomaszowianie tomaszowianom”, w/g koncepcji, pomysłu siostry Bogusława Meca, pani Danuty Mec – Wypart.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz