niedziela, 23 marca 2014

Chciałbym przywrócenia wartości muzyce i kulturze muzycznej - Sławek Orwat w ogniu pytań Mirka Bogusza

Mirosław Bogusz jest pierwszym właścicielem portalu informacyjnego, który dodał "Polisz Czart" jako wydarzenie cykliczne w kalendarzu i założył wątek na forum. Urodził się w tym samym roku, w którym brytyjska grupa Black Sabbath wydała swój debiutancki album zatytułowany Black Sabbath przez wielu fachowców uznawany za pierwszy heavymetalowy album w historii rocka. Nie wiem, czy fakt ten miał jakiś wpływ na muzyczne zainteresowania Mirka, ale to właśnie polski i światowy heavy metal lat 80-tych stał się jego szczególnie ulubionym gatunkiem. Muzyka towarzyszyła mu zawsze. Mimo upływu lat i zmieniających sie trendów Mirek wciąż pozostaje wiernym fanem muzyki tej właśnie dekady. Od kilku lat stara się wykorzystać swoją wiedzę, aby pomagać Polakom w UK. Jako wolontariusz zaprojektował i wykonał kilka serwisów internetowych dla Organizacji Charytatywnych w Londynie, które wspierają rodaków, rozwiązują ich problemy oraz organizują im wolny czas. Także jako wolontariusz jest administratorem portalu i komputerów jednej z wymienionych instytucji. Mieszkając w Hertfordshire, postanowił założyć Informator dla lokalnej społeczności, który szybko stał sie głównym źródłem wiedzy na temat życia kulturalnego w Hertfordshire. Portal Mirka prezentacje wiele ciekawych miejsc oraz opublikował szereg wywiadów z ciekawymi ludźmi mieszkającymi w Hertfordshire. Oto link do "Informatora Hertfordshire"


fot. Monika S. Jakubowska
Poniższą wersją naszej rozmowy chciałbym wyrazić wielkie podziękowanie Mirkowi i za ogromną pracę włożoną w ten wywiad i za ponad dwa lata spędzone z Polisz Czartem, a przede wszystkim za wspaniałą przyjaźń, która w warunkach emigracyjnych nie zdarza się często i szczęśliwie oparła się wszystkim przeciwnościom losu, które nasza audycja, jak każda inna instytucja przechodziła. Chciałbym, aby ta szczera rozmowa oprócz tekstu, którego publikację oryginalną  możecie znaleźć na Mirka portalu Informator Hertfordshire, nie stanowiła tylko jej kopii, lecz aby była czymś w rodzaju fotograficzno - muzycznej kroniki. Bez pomysłu Mirka, nigdy pewnie nie znalazłbym czasu ani powodu, aby spojrzeć wstecz i przywołać wspomnienia. To dzięki mojemu wspaniałemu Przyjacielowi ten dokument powstał, a poniższa wersja naszej rozmowy, która odbyła się w Mirka samochodzie, jest najpiękniejszą podróżą sentymentalną w czasy mojej młodości, w czasy, których echo kiedyś zapewne powróci buntem kolejnego pokolenia...

fot. Monika S. Jakubowska
fot. Monika S. Jakubowska
- Jesteś jedną z osób, która ma wielki wkład w kształtowanie Polonii nie tylko w Londynie, ale również w hrabstwie Hertfordshire, a przynajmniej jej gustów muzycznych. Dlatego chcielibyśmy bliżej przedstawić twoją osobę polskiej społeczności. Obaj mieszkamy w części Anglii położonej na północ od Londynu, hrabstwie Hertfordshire, które ma bardzo bogatą historię muzyczną. Zapewne niewielu wie, że to właśnie kilkanaście kilometrów od Londynu zrodziła się największa legenda rocka i pionier heavy metalu - zespół Deep Purple. To również w tym hrabstwie, a nie w Londynie, mieli swoje największe i niepowtarzalne koncerty takie zespoły jak Led Zeppelin, który w sierpniu 1974 roku zagrał w oryginalnym składzie ostatni koncert. Grupa Queen zagrała dla 200 000 publiczności w Hatfield po raz ostatni z Freddie Mercurym w 1986. 



WOŚP w Luton 2011, czyli epoka przedPoliszCzartowa
S. O. Dodam jeszcze, że w roku 1962 w St. Albans, z którego nadawana jest nasza audycja, powstał niezwykle zasłużony dla brytyjskiej muzyki rozrywkowej zespół The Zombies, który w zmienionym składzie działa i koncertuje do dnia dzisiejszego. W Welwyn Garden City urodził się, a wychował w Hatfield Mick Taylor - muzyk grupy The Rolling Stones. W Hatfield urodził się Christopher Scott Stevens znany bardziej jako Sal Solo - lider i wokalista popularnej w Polsce w latach 80-tych grupy Classix Nouveaux. Ponadto mieszkanką Welwyn Garden City jest jedna z największych gwiazd dekady lat 80' Kim Wilde.


Myślę, że jeszcze namówię kiedyś Kropkę na taki występ (fot. Rafał Pikul)
- Tak, moglibyśmy jeszcze długo o tym mówić. To już prawdziwa historia. Ty również tworzysz muzyczną historię zapraszając tutaj polskich muzyków przed mikrofon audycji Polisz Czart nadawanej z uroczego miasteczka St Albans w Hertfordshire. Lista twoich gości jest bardzo długa. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, że w tej części Anglii mieszka i tworzy wielu wspaniałych polskich muzyków; jak chociażby Ryszard Pihan czy Mariusz Szaban, których gościłeś w sierpniowych audycjach Polisz Czart. 

Los AmigOZ :-)
S.O. Rzeczywiście. Tutaj mieszkają i tutaj tworzą. Z ogromną radością i satysfakcją dodam, iż na przestrzeni ponad dwóch lat istnienia programu Polisz Czart, do naszego studia w St. Albans przyjeżdżało także wielu artystów z Londynu i innych miejscowości. Mieliśmy też gości z Polski. Pojawia się coraz więcej muzyków z różnych stron Wysp Brytyjskich, którzy dowiedzieli się o naszym istnieniu i ustawili się w kolejce do naszego "sitka".

- Uprzedził mnie trochę Marek Szpyra z wrocławskiej Gazety Piastowskiej, któremu opowiedziałeś o polsko angielskiej scenie muzycznej Londynu, która jak widzimy ma się dobrze. Dzisiaj masz możliwość opowiedzenia o sobie. Napisałeś na swoim blogu Muzyczna Podróż, że muzyki zacząłeś słuchać zanim zacząłeś mówić. Jakiej muzyki słuchał Sławek w młodości? 


Mick Box - założyciel Uriah Heep i Adam Garrie - fan Polisz Czarta z USA
S.O. To jest dość ciekawa historia. Ten fragment mojej biografii ma związek z pewnym urządzeniem, które mój tato kupił we wczesnych latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Pewien człowiek likwidował wówczas restaurację (prywatna działalność gospodarcza w czasach PRL-u nie była usłana różami) i sprzedawał cale jej wyposażenie. Podobno za równowartość pół litra wódki tato nabył od niego enerdowski gramofon czy - jak mówiło się w tamtych czasach - adapter firmy Rafena. Był to rodzaj niewielkiego stolika, w który wbudowane było na tyle proste urządzenie



legendarna Rafena z NRD
odtwarzające płyty, że nawet dwuletnie dziecko mogło bezpiecznie i bez większych problemów je obsłużyć. W związku z tym, że urodziłem się w roku 1964, miałem to szczęście, że na bieżąco mogłem słuchać Czerwono i Niebiesko Czarnych, Michaja Burano, Ady Rusowicz, Czerwonych Gitar i innych przedstawicieli polskiego big beatu.


Muzycznych Dzieci przybywa, ale wszystko zaczęło się od Katedry
- To wtedy już rozpoczęła się Twoja droga w Muzyczną Podróż?

S.O. Nieświadomie zapewne tak. Jeśli w wieku dwóch lat regularnie słucha się określonej muzyki, to siłą rzeczy koduje się zasłyszane rytmy nawet, jeśli nie pojmuje się tekstów. Myślę że zdecydowanie można ten moment uznać za początek mojej przygody z muzyką rockową, choć takie określenie wtedy jeszcze nie istniało.

- Kiedy tak na prawdę ukształtował się twój gust muzyczny?


... a potem Chłopcy przywieźli na MBTM uroczy Chórek
S.O. Ten proces rozpoczął się już pod koniec lat siedemdziesiątych. Rock and roll w polskich mediach był wtedy w odwrocie. Królowała muzyka popularna reprezentowana przez takich wykonawców jak Anna Jantar czy Irena Jarocka. Oczywiście pojawiała się Budka Suflera czy SBB, ale nie była to muzyka wiodąca. Przełomowym momentem była końcówka lat siedemdziesiątych. To wtedy nastąpił u mnie w pełni świadomy wybór. Pojawiła się Muzyka Młodej Generacji. W Trójmieście na bazie grupy Akcenty powstał zespół Kombi, na Górnym Śląsku grał jazz-rockowy Krzak, a w stolicy progresywny Exodus.


Paulina Sykut także była oczarowana muzyką Katedry
W Polsce postanowił zamieszkać John Porter, który wybrał kryzysową rzeczywistość schyłku epoki gierkowskiej, dobrowolnie wyrzekając się wygód Europy Zachodniej. Wybuch Solidarności spowodował, że ludzie coraz częściej odwracali się od muzycznej "popeliny" na rzecz artystycznej szczerości. W muzyce rockowej pojawiać zaczęły się pierwsze teksty polityczne, które wcześniej można było odnaleźć jedynie w twórczości Jana Pietrzaka i kabaretu Tey. "Przeżyj to sam" Lombardu pojawił się zanim jeszcze powstała ,,Lista Przebojów" Marka Niedźwieckiego i za odważny jak na tamte czasy tekst Andrzeja Sobczaka surowo został potraktowany przez cenzurę.


Grzegorz Stróżniak i Marta Cugier z Lombardu w Londynie
Krzyczeliśmy z Perfectem ,,Chcemy być sobą!'', ale bardziej na tamtą chwilę wiedzieliśmy raczej, czego już nie chcemy. Był to czas pierwszych dojrzałych wyborów nie tylko dla mnie. To wtedy postawiłem na rocka, bo ta muzyka niosła bunt przeciwko panującemu systemowi zakłamania i zniewolenia. Czułem, że ten środek przekazu jest narzędziem w rękach całego pokolenia, za pomocą którego będziemy mogli wykrzyczeć prawdę. To było bezsprzecznie największe pragnienie mojej młodości - obalić szkodliwy system, który przez dziesięciolecia prał ludziom mózgi i godził w podstawowe prawa człowieka.


Historia o tym, jak podarowałem Kasi rajstopy (fot. Monika S. Jakubowska)
- Wspomniałeś również na swoim blogu Muzyczna Podróż o okresie stanu wojennego. Jak tamten okres wpłynął na Ciebie?

S.O. W roku 1980 ogromna część narodu stanęła przeciw reżimowi. Solidarność w pierwszym okresie istnienia liczyła 10 milionów ludzi! Potem nastąpił stan wojenny, który zmusił nas do dokonania szybkiego wyboru, czyli do opowiedzeniu się za prawdą albo przeciw niej. Trzeciej drogi nie było. Od tej decyzji zależała przyszłość.


Spotkanie z Tomkiem Lipińskim gdzieś między Soho i Covent Garden
Po naszej stronie stanęli artyści reprezentujący niemal wszystkie dziedziny sztuki. Były wówczas zawieszone rozrywkowe audycje radiowe. Grana była tylko muzyka ludowa i klasyczna oraz pop z tekstami o niczym. W klubach także obwiązywał zakaz grania muzyki rockowej. Nie tak dawno Tomek Lipiński opowiadał mi historię o tym, jak jego zespół został zdjęty z plakatu tylko dlatego, że muzycy nie zgodzili się na zmianę nazwy. Władza chciała na nich wówczas wymusić, aby zamiast Brygada Kryzys wystąpili jako Brygada K.


D.White z Matt Bianco (fot. Monika S. Jakubowska)
Pomimo tak kuriozalnych poczynań reżimu, Polska wtedy i tak miała o wiele łatwiej niż Czechosłowacja w latach 70-tych. Pierwsza opozycyjna platforma w tym kraju, jaką była Karta 77, powstała właśnie na fali protestów przeciw masowym aresztowaniom muzyków rockowych, którzy zdecydowali się występować bez obowiązkowej zgody. Pamiętam, że podczas trwania stanu wojennego niemal każdego dnia zasiadałem z magnetofonem ZK140T, licząc naiwnie, że może wreszcie po raz pierwszy od miesięcy coś nowego nagram. Z utęsknieniem czekaliśmy wszyscy na normalność i właśnie dlatego wymieniam w swojej biografii stan wojenny jako moment, który wyznaczył moją świadomość i wpłynął na postawę całego pokolenia.

- Czy możemy powiedzieć, że to właśnie okres lat osiemdziesiątych był najlepszym czasem  dla polskiej sceny muzycznej i czy również dla Ciebie?



Grzegorz Gelo Sakerski - legenda Rejestracji w Londynie
S.O. Zdecydowanie tak. W latach 70-tych powstało najwięcej znaczących dzieł w dziedzinie progresji i hard rocka. Światową karierę rozpoczynał wtedy Bob Marley zaszczepiając rytm reggae w Europie. Wówczas też pojawił się punk rock. To wszystko krok po kroku niczym ziarno zaczęło trafiać na naszą polską glebę i z niesamowitą siłą wybuchło w latach 80', które w największym stopniu przyczyniły się do ukształtowania muzycznej świadomości całego mojego pokolenia.



Zbyszek Krzywański zwany prawą ręką Ciechowskiego
To wtedy pojawiły się jarocińskie festiwale i powstało niepowtarzalne zjawisko, jakim na owe czasy była Lista Przebojów Programu III. Zostaliśmy zanurzeni w oceanie gatunków i stylistyk począwszy od muzyki elektronicznej, którą reprezentował Marek Biliński poprzez rock - Lady Punk czy Perfekt aż po heavy metal - TSA. Pojawiło się niepowtarzalne zjawisko artystyczne pod nazwą Republika, oparte w dużym stopniu na nowojorskiej nowej fali. Oszaleliśmy z nadmiaru szczęścia (śmiech). Było to bardzo szerokie spektrum i stąd na pewno epoka lat 80-tych była dla mnie i jest do dziś tą najbardziej znaczącą.


Sławek Ciesielski - kolejny wielki Republikanin
- Lata osiemdziesiąte ukształtowały w ludziach takie zróżnicowanie. Mogli posłuchać zarówno heavy metalu, rocka czy reggae...

S. O. Tak i do tego wszystko to było na wysokim poziomie.

- I muzycznym i tekstowym.

S. O. Masz rację. Rodziło się polskie reggae i polski punk. Okazało się, że gdy tylko pojawiły się festiwale w Jarocinie, wszyscy niezależnie od tego, jaki nurt muzyki reprezentowali, potrafili merytorycznie wymieniać się pomiędzy sobą spostrzeżeniami i opiniami.


Kasia Nosowska po koncercie Hey w Londynie (fot. Monika S. Jakubowska)
Młodzi ludzie rozmawiali ze sobą, bo na szczęście nie istniały wtedy jeszcze zabawki z dotykową klawiaturą, które - z całym szacunkiem dla rozwoju techniki - zabiły dziś w wielu ludziach potrzebę spotykania się na koncertach. Te wszystkie młode kapele nie spadły wtedy z księżyca. Grając dotychczas głównie w garażach i lokalnych domach kultury, nagle poczuły swój czas i bez kompleksów wyruszyły na podbój "świata". Mimo żelaznej kurtyny, z Zachodu przeniknęła do nas rockandrollowa epidemia, a niektórym z moich kolegów udawało się nawet przywozić legendarne już dziś albumy, kupowane wówczas za połowę miesięcznego wynagrodzenia rodziców.


Sławek Kurek - słuchacz, muzyk, instytucja
- Wróćmy tutaj do Anglii gdzie mieszkamy. Wiem, że w St Albans w Hertfordshire mieszkasz od kilku lat. Jakie były twoje początki, jako imigranta tutaj w Anglii? Kiedy wróciłeś do swojej pasji? Kiedy rozpocząłeś swoja muzyczną działalność dziennikarską?

S.O. Nie zaczynałem emigracyjnego życia w Hertfordshire. Moja droga wiodła przez Berlin do Londynu, a moje brytyjskie początki wcale nie były łatwe. Dziś mam już pewien dystans do tamtych czasów i otwarcie potrafię o tym mówić.


Kuba Krupski - wokalista Tune w Warszawie
Zaczynałem od bardzo trudnych chwil. Przez około dwa miesiące nie miałem dachu nad głową. Ktoś - że tak to określę - zaoferował mi pomoc, wziął pewną sumę i nie wywiązał się. Zdaję sobie sprawę, że taka sytuacja dla czytelnika, który nigdy nie przybył do Wielkiej Brytanii w poszukiwaniu pracy, może być trudna do wyobrażenia. Owszem, przyjemnie nie było, ale jednocześnie bezdomności w Londynie nie należy porównywać z identycznym zjawiskiem w Polsce. To całkowicie dwa rożne światy i dwa skrajnie różne sposoby radzenia sobie w obliczu takiego wyzwania.


Maria Peszek - wspaniała na scenie i poza nią  (fot. Monika S. Jakubowska)
- Czyli twoje początki na emigracji były bardzo trudne.

S.O. Rzeczywiście były. Z uwagi na to, że po moim emigracyjnym "falstarcie", nie posiadałem niezbędnych środków do wynajęcia jakiegokolwiek lokum, nie chcąc wracać do Polski, zdecydowałem się na "chwilową" bezdomność. Posiadałem wprawdzie niewielką gotówkę, ale była ona w stanie pokryć jedynie komunikację autobusową i rozmowy telefoniczne związane z poszukiwaniem pracy, o którą z początku wcale nie było tak łatwo.


Tom Usher  vel Tomaszek w drodze do Hull (fot. Monika S. Jakubowska)
Do Hertfordshire, a konkretnie do Hatfield przybyłem wspólnie z kolegą, z którym dzieliłem dole i niedole w Londynie. Trafiliśmy tu poprzez ogłoszenie oferujące pracę. Herdfordshire nie było więc moim świadomym wyborem. Po prostu byli tu ludzie, którzy chcieli mnie zatrudnić. Przez pierwsze lata koncentrowałem się na zapewnieniu podstawowych środków do życia. Wtedy nawet nie śniłem, ze będę kiedyś dziennikarzem lub prezenterem radiowym.

Libor Příbramský- mój czeski radiowy guru z Ołomuńca
To wszystko przyszło z czasem. 29 lipca minie 5 lat mojej dziennikarskiej przygody na obczyźnie. Właśnie tego dnia w 2009 roku wraz z pewnym pochodzącym z Ołomuńca doświadczonym czeskim radiowcem zrealizowałem swoją pierwszą audycję, a wszystko to wydarzyło się w nieistniejącym już internetowym Radio Flash w Luton.

-Jak tam trafiłeś?

- Kolega z pracy i jednocześnie mój sąsiad Lukasz Żmuda dowiedział się od znajomego, że w Luton powstało pierwsze polskie radio internetowe.

Ten pan podobny do Libora to Leszek Możdżer
Jego właścicielem był znany wówczas wydawca Magazynu Lokalnego Robert Szydłowski. Trafiłem tam, ponieważ zostałem zarekomendowany. Ktoś komuś opowiedział, że znam się na muzyce i posiadam okazałą kolekcję płyt. Z dnia na dzień otrzymałem propozycję przygotowania pierwszej audycji. Nie miałem zbyt wielkiego doświadczenia jako radiowiec. We Wrocławiu, skąd pochodzę, nigdy nie zrealizowałem jakiejkolwiek audycji autorskiej.


Kolejny sobowtór Libora to Mariusz Duda z Riverside
Gościłem wprawdzie w radio Rodzina, miałem też okazję uczestniczyć w audycjach Radio Kolor, ale były to przeważnie programy propagujące różnorakie akcje charytatywne i dlatego właśnie poprosiłem wówczas o pomoc Libora, z którym wspólnie poprowadziliśmy dość dobrze przyjętą - jak się później okazało - audycję o muzycznych relacjach Czechow i Polaków. Obecnie Libor Příbramský - notabene również mieszkający w Hertfordshire - poprzez liczne przyjaźnie z Polakami, nie tylko płynnie nauczył się posługiwać naszym językiem, ale przy odrobinie mojego pośrednictwa stał się managerem poznańskiej grupy Kingdom Waves reprezentującej metal symfoniczny.


- Czyli całkowity przypadek.

Nigel Kennedy w St. Albans i jego niezapomniana polska ekipa
S.O. Absolutnie przypadek. Gdy dziś słucham moich pierwszych samodzielnych programów z tamtych czasów, uśmiecham się pod nosem, ponieważ słyszę bardzo wyraźnie te wszystkie mankamenty i całkowity brak radiowego doświadczenia. Z perspektywy czasu uważam, że tamten okres był dla mnie wspaniałą szkołą mówienia do mikrofonu i obsługi konsoli. Później była polska audycja w brytyjskim Radio Diverse FM w Luton, którą nazwałem "Perły Polskiej Piosenki" i którą prowadziłem z doświadczonym radiowcem Markiem Czarnotą oraz ze znanym z anteny Polisz Czart Piotrem Gruszeckim.


Gitara Miśka  z Metasomy!
Pod koniec roku 2009 otworzyła się też możliwość pisania muzycznych artykułów. W Luton powstał tygodnik Wizjer, którego szefowa zaprosiła mnie do współpracy. To w nim ukazały się moje pierwsze artykuły. Z początku miałem zadanie stworzyć kanon najbardziej znaczących w mojej opinii płyt wszech czasów i każdą z nich zrecenzować. Z czasem moja współpraca z Wizjerem rozszerzyła się. Zrealizowaliśmy wspólnie dwie edycje Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w 2010 i 2011 roku i kilka eventów mniejszej rangi. Krótko po drugiej edycji WOŚP nasze drogi z Wizjerem rozeszły się. Dzięki rekomendacji mieszkającego w Hertfordshire dziennikarza londyńskiego dwutygodnika Nowy Czas Włodka Fenrycha, stanąłem przed szansą pisania do najlepszego polskojęzycznego pisma ukazującego się na Wyspach. To tu rozpoczęła się moja dojrzała dziennikarska przygoda. Później pojawił się warszawski JazzPRESS, sosnowiecki Lizard i pojedyncze publikacje w innych magazynach.

Atrakcyjny Jacek Bryndal Kazimierz
- Wiemy jaka była sytuacja w Polsce. Otwarcie granic w Europie umożliwiło przyjazd do Wielkiej Brytanii wielu zdolnym i utalentowanym muzykom. Dzięki tobie i twojej pracy dziennikarskiej dowiadujemy się o ich twórczości. Jak do nich docierasz?

S.O. Większość z polskich dziennikarzy mieszkających na Wyspach nie utrzymuje się z pisania artykułów i realizowania programów radiowych. Pracujemy w bardzo różnych zawodach. W moim zakładzie pracy zatrudnionych jest kilka tysięcy osób. Są wśród nich malarze, muzycy, poeci, graficy komputerowi, plastycy, kompozytorzy, pisarze. Jest wśród nich zapewne wielu takich, do których nie udało mi się jeszcze dotrzeć. To właśnie tam poznałem Ryśka Pihana i Libora Příbramskýego. Sporą grupę muzyków jazzowych poznałem podczas ARTerii Nowego Czasu. Są to cykliczne spotkania artystów pod patronatem naszego miesięcznika. Wokół audycji Polisz Czart skupiła się także dynamicznie rozwijająca się polska scena undergroundowa.


Nocne rozmowy z Litzą (fot. Monika S. Jakubowska)
Ilość powstających kapel na początku ubiegłego roku była tak duża, że podczas jednego z radiowych programów spontanicznie nazwałem to zjawisko "Londyńską Wiosną". Human Control, Gabinet Looster, Lynchpyn, Metasoma, Megatona, Czapa, Beauty For Ashes, Blueberry Bush, Harmony Disorder czy niedawno reaktywowany Thetragon, to tylko niewielka grupa przedstawicieli tej jeszcze zbyt dobrze niezbadanej sceny. Każdego niemal miesiąca zgłaszają się do naszego programu oraz do muzycznego forum "Ptasiarnia" Piotra Wróbla i Rafała Wrony nowe kapele i powoli rodzi się już potrzeba stworzenia czegoś na kształt encyklopedii polskiego rocka na Wyspach.


Krystyna Prońko w Jazz Cafe POSK (fot. Monika S. Jakubowska)
- Nie da się opowiedzieć o Tobie pomijając muzykę. Jest ona wszechobecna w Twoim życiu. Jesteś dziennikarzem muzycznym, który pisze do wielu znanych czasopism, prowadzisz bloga ,,Muzyczna Podróż". Miłość do muzyki słyszymy w Twojej audycji Polisz Czart. Jesteś niemal na wszystkich koncertach polskich muzyków w Londynie. Czy coś pominąłem?

S. O. Na wszystkich koncertach nie jestem w stanie się pojawić. Staram się bywać na tych organizowanych przez Buch IP, podczas których miałem okazję spotkać takich gigantów jak Hey, T. Love, KNŻ czy Strachy Na Lachy.


Galik i... niech żyją wiecznie młode stare punki!
Bywam również regularnie na firmowanych przez "Ptasiarnię" koncertach skupiających londyński underground. Jest jeszcze kilku innych znaczących polskich organizatorów koncertów. W pierwszym rzędzie wymienić tu trzeba Tomka "Galika" Galę, którego cykl "Old Punk Calling" przyciągnął do Londynu takie gwiazdy polskiego punk rocka jak Ga-Ga Zielone Żabki czy legendarna Rejestracja. Wspomnieć także należy zasługi Sławka Bednarskiego, dzięki któremu usłyszeliśmy na żywo ubiegłorocznego zwycięzcę naszej radiowej listy przebojów wrocławską grupę Frühstück. Jest także Tomek Furmanek, który potrafi w taki sposób podać Polakom jazz, że jest on strawną ucztą i dla najbardziej wytrawnych koneserów jazzowej improwizacji, jak i dla tych, którzy na co dzień takiej muzyki nie słuchają.

- Jak Ty na to wszystko znajdujesz czas?

 

Andrzej Krauze i Krystyna Cywińska - dziennikarskie tuzy Nowego Czasu
S. O. Też chciałbym wiedzieć (śmiech). Myślę, że cała tajemnica sukcesu, to korzystny grafik i system mojej pracy, dzięki któremu dość elastycznie mogę dobierać sobie wolne dni, które przeznaczam na uczestnictwo w koncertach oraz prowadzenie programu Polisz Czart.

- Muzyczna Podróż jest niemal jak encyklopedia. Przeprowadziłeś wiele wywiadów, które tam zamieściłeś. Odwiedzający twojego bloga znajdą tam mnóstwo ciekawych informacji o polskich muzykach i zespołach z różnych gatunków muzycznych. 

Tymon Tymański - mistrz ciętej dygresji (fot. Monika S. Jakubowska)
Który z wywiadów był dla ciebie taki najbardziej emocjonujący, taki, który zapadł ci na długo w pamięci?

S. O. Było dużo takich wywiadów. Obok wywiadów z bardzo znanymi artystami, pojawiają się też rozmowy z nieznanymi lub mało znanymi muzykami reprezentującymi polski lub londyński underground. Nie uganiam się jakoś specjalnie za ludźmi z pierwszych stron gazet.


Włodek Fenrych - globtroter z Herdfordshire (fot. Rafał Pikul)
Takie rozmowy przychodzą do mnie najczęściej same w wyniku jakichś kosmicznych splotów okoliczności (śmiech). Na pewno z tej pierwszej grupy rozmów bardzo znaczący był dla mnie wywiad z Tymonem Tymańskim, który nie tylko opowiadał mi o swojej twórczości, ale tez potrafił zaszczepić u mnie szczerą potrzebę odkrywania w jazzie tego wszystkiego, co dotychczas nie było przeze mnie do końca rozumiane. To w dużym stopniu dzięki Tymonowi pokochałem słuchanie jazzu i pisanie o nim i pewnie dlatego ta rozmowa była moim debiutem na łamach JazzPRESS-u.


Jednoosobowa firma BUCH w ogródku Polisz Czarta w St. Albans
Kolejnym bardzo ważnym wywiadem była rozmowa z Tomkiem Likusem. Dla mnie ta postać była wcześniej mega tajemnicza. Bardzo długo żyłem w przekonaniu, że gdzieś w Londynie istnieje człowiek, który organizuje największe polskie koncerty i nazywa się Buch (śmiech). Jeśli chodzi o drugi typ wywiadów, to na pewno najbardziej zapadł mi w pamięć niezwykle "odjechany" londyński zespół Human Control. Rozmów, z których byłem zadowolony było bardzo dużo, ale myślę, że nie o ich ilość tu chodzi.  Bardzo miło wspominam też wywiady z Basią Trzetrzelewską, Leszkiem Możdżerem i rozmowę z zespołem Riverside.

Wzruszeń z Muńkiem trochę było, ale... chłopaki nie płaczą
- Wiem, że masz jeszcze bardzo dużo materiału, który do tej pory nie ujrzał światła dziennego. Jakie niespodzianki się tam kryją?

S. O. Są to chociażby wywiady z Tomkiem Lipińskim i Muńkiem Staszczykiem. Chciałbym, aby jak najszybciej pojawiły się w radio, a następnie ukazały się na łamach prasy.

- Czy to są wywiady, które przeprowadziłeś tutaj w Anglii?

S. O. Tak


Kred, Biały Miś i wszystko jasne
- Czy jest jeszcze ktoś, z kim bardzo chciałbyś zrobić wywiad?

S. O. Za niecałe dwa miesiące - jak sądzę - ukaże się wywiad z człowiekiem, z którym przeprowadzenie takiej rozmowy było jednym z największych marzeń mojego życia. Zostawmy go jednak na razie w oparach tajemnicy. Myślę, że jednymi z tych muzyków, z którymi najbardziej chciałbym się kiedyś spotkać na rozmowie są Józef Skrzek i jego koledzy z zespołu SBB.

Strachy Na Lachy i Gabinet Looster po londyńskim  koncercie
- Jest takie prawdopodobieństwo, że zobaczymy SBB tutaj w Anglii?

S.O. Jest taka szansa. Popularny w środowisku Polisz Czart amerykański fan muzyki progresywnej Adam Garrie wpadł nie tak dawno na szalony pomysł sprowadzenia SBB na koncert do Londynu. Miałem nawet okazję odbyć kilkuminutową rozmowę telefoniczną z Anthimosem Apostolisem, który był niezwykle zaskoczony, ale jednocześnie przychylnie nastawiony do pomysłu Adama. Mam nadzieje, że Adamowi uda się swoje wielkie marzenie zrealizować i jeśli będzie taka potrzeba, osobiście pomogę mu w tak szczytnym przedsięwzięciu.


Zakazana ekipa (fot. Monika S. Jakubowska)
- Radio to Twoja druga miłość? To dzięki tej audycji zabierasz nas w muzyczna podróż od przeszłości po teraźniejszość. Bardziej lubisz mówić do mikrofonu czy jednak pisać?

S. O. Pomimo, że otrzymuję mnóstwo ciepłych słów na temat moich audycji radiowych i barwy głosu, osobiście uważam się jednak bardziej za dziennikarza piszącego. A to, czy ludzie bardziej wolą mnie słuchać, czy czytać, pozostawiam ich przekonaniom i gustom.

ARTeria Nowego Czasu (fot. Monika S. Jakubowska)
- Zdradzisz nam swoje najbliższe plany radiowe i dziennikarskie?

S.O. Wkrótce startuje Radio Alter Ego Bogumiła Skoczylasa. Jestem przekonany, że dla programu Polisz Czart jest to zupełnie nowa szansa i możliwość dotarcia do kolejnych grup słuchaczy. Co do innych planów... aby nie zapeszyć, na chwile obecną mogę ci powiedzieć tylko tyle, że jeżeli wszystko dobrze się poukłada, to być może wybuchnie wkrótce prawdziwa bomba. Trzymaj kciuki (śmiech).

Kazimierz syn Stanisława
- Tajemniczo się zrobiło, życzę powodzenia. Twoja rozległa działalność dziennikarska łączy angielski i polski rynek muzyczny. Mówi się, że po każdym roku przebywania za granica tęskni się mniej za Polską. Masz tutaj pracę i wielu przyjaciół. Kilkakrotnie w ciągu roku odwiedzasz też Polskę. Za którą granicę ciągnie cię bardziej?

S.O. Stoję obecnie przed kolejnym ważnym życiowym wyborem. W tym roku będę obchodził trzy okrągłe rocznice: w kwietniu 10-lecie imigracji, w lipcu 50-te urodziny, a krótko potem 5 lat dziennikarstwa. Myślę, że taka potrójna rocznica, to dobry moment do przemyśleń i  podejmowania istotnych decyzji. Pomimo, że większość moich znajomych i przyjaciół odradza mi powrót do Ojczyzny, coraz więcej spraw mnie tam jednak ciągnie.


Basia Trzetrzelewska (fot. Monika S. Jakubowska)
 Za takim wyborem przemawiają względy osobiste, a przeciw niemu ekonomiczna logika oraz wieloletnie przestawienie się na kompletnie inne tory myślenia i tutejszy styl życia. Nie będę ukrywał, że w Wielkiej Brytanii żyje się zdecydowanie bardziej na luzie. Otacza nas tu niczym nieskrępowana swoboda życia. Po latach przebywania za granicą, nie toleruję już dwóch naszych podstawowych wad narodowych, jakimi są zawiść i hipokryzja. Doskonale zdaję sobie sprawę, że ponowne przywykanie do polskiej mentalności, w kontekście braku tolerancji wobec wyżej wymienionych cech, może być bardzo "wyboiste". Emigracja to nie są tylko inne zarobki. Tu o wiele częściej spotyka się uśmiechniętych i wyluzowanych ludzi, niż na przeciętnej polskiej ulicy. Pomimo, że mam już prawie 50 lat, z nikim nie jestem tutaj na ,,Pan''. Odwykłem zupełnie od tego tak bardzo, że czuję się niekomfortowo, gdy podczas pobytów w Polsce ludzie zwracają się do mnie zgodnie z wielowiekową tradycją i tym samym przypominają nieustannie, że mi także nie wolno się w tym temacie zapominać.

Z Mariuszem Kwaśniewski w poznańskim Radio Merkury
Ten wyluzowany styl życia, który ogromnie sobie cenię, to w mojej opinii najistotniejsza zdobycz Zachodu. Myślę nawet, że o wiele ważniejsza, niż zamożność. Ludzie żyją w Anglii z o wiele mniejszą "spiną". Pomimo jednak tych wszystkich pozytywów, uważam, że nigdy nie będziemy w Wielkiej Brytanii do końca "u siebie". Ma na to szansę dopiero urodzone tu pokolenie. Spora grupa Polaków kupiła tu domy lub mieszkania. Jednocześnie od czasu do czasu pojawiają się takie momenty, kiedy daje nam się odczuć, że nie jesteśmy stąd, jak choćby niedawna wypowiedź premiera brytyjskiego rządu, nawet, jeśli przyjąć, że była ona czysto wykalkulowanym sloganem i częścią akcji przedwyborczej. Abstrahując od tych wszystkich "za" i "przeciw", coraz bardziej ciągnie mnie jednak w kierunku Polski.

Adam Bałdych i Kasia Werner w przeddzień London Jazz Festival
- Okazją do dzisiejszego spotkania jest koncert zorganizowany przez Ptasiarnię, w którym zagrali Gabinet Looster, Czapa. Dwa londyńskie zespoły, które prezentują się bardzo profesjonalne i dostarczają niesamowitych wrażeń muzycznych. Zobaczyliśmy też Space Cookies i Slapfish z Bristolu. Kilka lat wcześniej chyba nie pomyślałbyś, że będziesz na tak dużym koncercie w centrum Londynu, na którym śpiewa się po polsku.

Ekipa Polisz Czart z Basią Tarkowską gdy Londyn grał dla Wandzi
S. O. Jest to oznaka czasu. Byliśmy wspólnie, jak doskonale pamiętasz, na wielu koncertach undergroundowych, na których występowały zespoły polskie lub grupy brytyjskie posiadające w składzie polskich muzyków. Faktycznie, dziś po raz pierwszy mieliśmy okazję zobaczyć tak duży w całości polski koncert utrzymany w rytmach ska i reggae. Gratulacje dla Ptasiarni! Piotr Wróbel i Rafał Wrona w charakterze organizatorów takich przedsięwzięć, to dla mnie największe muzyczne odkrycie ostatniego roku. To co zrobiła Ptasiarnia, nie prowadząc jakiejkolwiek działalności gospodarczej, już jest ogromnym sukcesem, a znając fantazję tych chłopaków, mogę tylko przypuszczać, że jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa.





Sebastian Piskorowski - ostatnia wspólna fotografia
- Ptasiarnia to przecież nie tylko koncerty.

S. O. Zgadza się. Rafał z Piotrem stworzyli także internetowe forum muzyczne, które w mojej opinii ma szansę stać się najbardziej znaczącą polską platformą undergroundową. Jednocześnie - co stanowi dla mnie wyróżnienie i dowód zaufania - "Ptasiarnia" chce to wszystko robić we współpracy medialnej z naszym programem radiowym. Na chwilę obecną stworzenie internetowej tablicy ogłoszeń typu "Muzyk szuka zespołu, zespół szuka muzyka", to naczelna potrzeba polskiego muzycznego podziemia w UK, które przeżywa aktualnie rozkwit na niespotykaną dotąd skalę.



Robert Furi Furman w Ravenscourt Art Centre
- Cieszę się z dzisiejszego spotkania i rozmowy z Tobą. Bardzo dziękuje Ci za poświęcony czas i tak na zakończenie powiedz, czego chciałbyś sobie życzyć albo, czego życzy się dziennikarzowi?

S. O. Chciałbym przede wszystkim przywrócenia wartości muzyce i kulturze muzycznej. Polska, podobnie jak cały świat została zalana najniższych lotów tandetą. Muzyczny chłam został dziś wpuszczony na salony, czyli do największych stacji radiowych, a zjawisko obciachu kompletnie przestało obowiązywać. Moim największym marzeniem jest powtórka z lat mojej młodości. Chciałbym, aby nastąpił powrót wartościowej muzyki do mediów masowych.

 
Wywiad z zespołem Fruhstuck w Ravenscort Art Centre tuz przed koncertem
Chciałbym, aby stacje, które mają największy zasięg, a przez to i największy wpływ na kształtowanie gustów młodego pokolenia, przestały wreszcie emitować te wszystkie "chore" play listy składające się z jednych i tych samych kilkunastu piosenek na dobę, które nie dość, że w przytłaczającej większości są nudne i kompozycyjnie słabe, to na dodatek często posiadają teksty o niczym. Jedna Trójka nie wystarczy, aby polskiej muzyce przywrócić należny jej szacunek. Tu musi nastąpić zmiana myślenia całego środowiska medialno-artystycznego, które wspólnie i ponad podziałami powinno stanąć w obronie narodowej kultury przed zalewem pseudoartystycznego szamba.


- Tego ci życzę. Połamania pióra przy pisaniu i wpływaniu na świadomość muzyczną ludzi zarówno tutaj w Wielkiej Brytanii jak i w Polsce.

S. O. Dziękuje.

ps.
Podziękowania dla Moniki S. Jakubowskiej i Rafała Pikula za profesjonalnie wykonane zdjęcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz