środa, 5 lutego 2014

Mateusz Biegaj - Robert Johnson. Mistyk bluesa

Mateusz Biegaj - Z zamiłowania muzyk; basista, członek m.in. Pilichowski Band, Wilson Square, Kontrabanda. Z zawodu student dziennikarstwa, obecnie na Uniwersytecie Warszawskim. Prywatnie, ostatnimi czasy, stoi na rozdrożu życia, gdzie jedna droga prowadzi do samodoskonalenia i realizacji artystycznej, a druga do względnej stabilizacji finansowej oraz założenia rodziny. Obie równie atrakcyjne. Fan filmów Kubricka, Braci Coen czy Jima Jarmusha. Wyznawca twórczości Beksińskiego i Kate Bush. Niespełniony filozof, który z nienaganną systematycznością rozbudowuje swoją biblioteczkę z niekłamaną wiarą, że w pewnym momencie będzie miał czas usiąść i spokojnie przeczytać Kanta. Albo Hegla. Najpiękniejszym życiowym doświadczeniem do tej pory jest samotna podróż po wschodnich Stanach Zjednoczonych. Pisze przesadnie patetycznie i pseudointeligencko. Czciciel kultu drogi, tak w sensie fizycznym, jak i meta. Poszukuje swojej własnej ścieżki...

 Poniższy tekst zajął 4 miejsce w Jubileuszowym Konkursie bloga "Muzyczna Podróż"


Jeden z największych bohaterów muzycznych Briana Jonesa. Jego utwór „Love in Vain” został nagrany przez The Rolling Stones na płycie „Let In Bleed”, a także na koncertówce „Get Yer Ya-Ya’s Out”. Prekursor stylu slide na gitarze. Eric Clapton nazwał go najważniejszym bluesowym piosenkarzem, jaki kiedykolwiek żył, a sam razem z zespołem Cream przearanżował jego bluesa „Cross Road Blues” i zrobił z niego ogólnoświatowy przebój. W liście 100 największych gitarzystów magazynu The Rolling Stone Robert Johnson zajął 5. miejsce. Gdy umierał w niewyjaśnionych okolicznościach w wieku 27 lat, pozostawił po sobie 29 utworów w 41 nagraniach, które uznano za testament bluesa z Delty Mississipi. Martin Scorsese powiedział o nim: „Rzecz w tym, że Robert Johnson istniał tylko w swoich nagraniach. Był czystą legendą”. Mówi się, że podpisał pakt z diabłem. Stał się mistykiem bluesa.

Życie
Robert Johnson urodził się 8.05.1911 w Hazelhurst w stanie Mississipi. Jego matka, Julia Dodds była w formalnym związku z Charles’em Doddsem, właścicielem ziemskim. Nie był on jednak biologicznym ojcem Roberta, który został faktycznie poczęty przez Noah Johnsona. Okres młodości spędził najpierw w Memphis, a następnie w mieście Robinsonville w stanie Mississipi. Uczęszczał do szkoły w latach 1924-27. Świadek z tamtego okresu, Willie Coffee, pamięta, że Robert już w czasach szkolnych umiał grać na drumli. Artysta pierwszy raz ożenił się w 1929 z szesnastoletnią Virginią Travis. Jego żona zmarła jednak w przeciągu roku w połogu. Zanim zainteresował się gitarą, grał także na harmonijce ustnej. Jego pierwszym mentorem muzycznym został Son House, od którego młody Johnson pobierał pierwsze szlify w grze na gitarze. Dodatkowo miał kontakt także z Willie Brownem czy Charley Pattonem, którzy występowali często w Robinsonville. W 1930 Johnson czuł się już na tyle pewnie jako bluesman, że zaczął podróżować w górę i w dół Delty Mississipi, zarabiając na rogach ulic, w lokalnych barach i tawernach graniem na gitarze i śpiewaniem. W tym momencie zaczęła się jego kariera. We wczesnych latach 30tych muzyk ten występował w Memphis z Willie Brownem, Son Housem i Willie Borumem. Grywał także w stanach Arkansas, Tennessee, Missouri, Illinois, Teksas, Kentucky i nawet New Jersey ! W 1931 Robert uczył grać na gitarze swojego pasierba, Roberta Jr. Lockwooda. A w 1933 poznał 17letniego Johnny’ego Shinesa, który stał się jego uczniem i zarazem partnerem w występach. W 1935 grał z takimi muzykami, jak Henry Townsend czy Ernest Walker. Ostatnie lata życia, 1937 i 38, spędził grając z Sonny Boy Williamsonem, Howlin’ Wolfem, Elmorem Jamesem oraz Davidem Honey Boy Edwardsonem. Mimo pewnej nieśmiałości, Robert Johnson umiał nawiązać doskonały kontakt z publicznością – grał nie tylko bluesy, ale także popularne w kraju przeboje, które bez problemu rozpracowywał dzięki wrodzonym zdolnościom muzycznym. Dzięki swojemu bezpośredniemu podejściu artysta umiał stworzyć więzi ze swoimi słuchaczami, przez co był oczekiwany w każdym miasteczku, w którym zjawiał się kolejny raz.


Znane były także jego skłonności do kobiet. Podobno po zakończeniu koncertu bluesman wyszukiwał młode i atrakcyjne kobiety, które prosił o możliwość przespania się w ich domu lub mieszkaniu. Te zazwyczaj odpowiadały tak, a muzyk zostawał u nich do momentu powrotu ich chłopaka lub kiedy sam był gotów, by ruszać dalej. Skłonności do płci przeciwnej stały się także najprawdopodobniej przyczyną jego zgonu. Artysta zmarł w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach 16 sierpnia 1938, prawdopodobnie otruty strychniną przez zazdrosnego męża, którego żonę akurat podrywał. Nie wszyscy zgadzają się z tą wersją, niemniej jest ona najbardziej prawdopodobna. Nieznane jest dokładne miejsce pochówku muzyka, w związku z czym wokół miejscowości Greenwood (gdzie zmarł) postawione są 3 niezależne od siebie nagrobki.


Nagrania
Legensarne Crossroads
Robert Johnson dokonał zaledwie 2 sesji nagraniowych. Został odkryty przez producenta nagrań Dona Lawa, który umożliwił mu zarejestrowanie swoich autorskich utworów. Sesje odbyły się 23, 26 i 27 listopada 1936 w San Antonio, Teksas, a także 19 i 20 czerwca 1937 w Dallas, Teksas. Na pierwszej z nich Robert nagrywał w zaimprowizowanym studio, które mieściło się w pokoju hotelowym. Dokonał wtedy rejestracji 16 utworów, niektórych w dwóch wersjach. Z tej sesji wywodzą się m.in. „Ramblin’ on My Mind”, „Kind Hearted Woman”, „Come on in My Kitchen”, „Terraplane Blues”, „I Believe I’ll Dust My Broom” oraz „Sweet Home Chicago” – oparty na kompozycji Kokomo Arnolda „Old Original Kokomo Blues”, a także „13-20 Blues”, „Preachin’ Blues”, „Walkin’ Blues” i legendarny już „Cross Road Blues”. Podczas drugiej sesji zarejestrowano m.in. „I’m a steady Rollin’ Man”, „Helhound on my Trail”, „Me and the Devil Blues”, „Honeymoon Blues” i „Love In Vain”. Artysta nagrywał wszystkie kompozycje solo, jedynie akompaniując sobie na gitarze. Wydania utworów podjęła się wytwórnia Vocalion. Pierwsze bluesy Johnsona, które ujrzały światło dzienne (jeszcze za życia autora), to „Terraplane Blues” i „Last Fair Deal Gone Down”. „Terraplane Blues” stał się regionalnym hitem, sprzedając się w ilości około 5000 egzemplarzy. Wszystkie utwory Roberta mają mniej niż 3 minuty długości – dzięki temu każdy z nich mógł bez problemu zmieścić się na jednej stronie 78obrotowego singla, co świadczy o nieco komercyjnym, ale zarazem rozsądnym podejściu Johnsona. Już po śmierci artysty niektóre jego kawałki znalazły się na składankach tzw. race records. Wreszcie wszystkie nagrania wydane zostały jako „The Complete Recording of Robert Johnson (1936-1937)” przez Sony Music Entertainment. Reedycja ta zdobyła nawet nagrodę Grammy w 1991 w kategorii Vintage or Reissue Album, co świadczy o wartości, jaką muzyka Roberta Johnsona wniosła do kultury i przemysłu muzycznego.


Muzyka
Robert Johnson był bez wątpienia muzykiem wyjątkowym. W latach swojego życia jego twórczość postrzegana była bardzo nowatorsko, a technika gry tego bluesmana uważana była za genialną. Oryginalnie przedstawiała się także warstwa liryczna utworów Johnsona, oscylująca nie tylko wokół typowych, bluesowych tematów, ale także wkraczająca w ciemne, mistyczne nawet rejony. Jego styl gry na instrumencie był wypadkową stylów jego nauczycieli – Son House’a, Charleya Pattona, Williego Browna podparty ciężkim i regularnym treningiem. W roku 1930 muzyk zniknął na parę miesięcy z Robinsonville tylko po to, by doskonalić swoje umiejętności techniczne. Duży wpływ na styl gry Roberta miał także gitarzysta Ike Zinnerman, którego spotkał około roku 1930. Córka Zinnermana w wywiadzie dla magazynu Living Blues opowiada, jak jej ojciec wraz ze swoim uczniem zjawiali się na lokalnym cmentarzu w nocy, aby w ciszy i spokoju ćwiczyć swój styl gry. Już sam ten fakt stał się powodem dla stworzenia faustowskiej legendy Roberta Johnsona. Miał on podpisać pakt z diabłem w zamian za umiejętność grania na gitarze i tworzenia popularnych bluesów. Przesiadywanie na cmentarzu było więc wodą na młyn takich opowieści.


O wyjątkowości talentu instrumentalnego Roberta Johnsona świadczył fakt, że artysta ten, będąc doskonałym reprezentantem stylu gitarowego z Delty Mississipi, umiał także bardzo dobrze radzić sobie z innymi, popularnymi wtedy stylami, które gitarzystom z jego rejonu były obce. Umiał więc doskonale zagrać w stylu pop, country, swing czy ragtime. Jednakże nagrywając swoje utworu Johnson miał reprezentować Delta Blues, dlatego też mamy utrwalone utworu w tym właśnie stylu. Co nie zmienia faktu, że i tutaj muzyk mógł popisać się swoimi umiejętnościami technicznymi. Mistyczny bluesman bardzo często korzysta z techniki slide, szczególnie w górnych pozycjach, a jego zagrywki stanowią odzwierciedlenie melodii wokalnej lub są jej dopełnieniem. Poza tym Johnson urozmaica swoje bluesy częstymi podejściami i zejściami chromatycznymi z zachowaniem centrum tonalnego, a zagrywki takie stosowane są po dziś dzień ! W jego grze można znaleźć także zmiany podziałów rytmicznych; od czystych riffów 8kowych, przez stricte bluesowe rytmy typu shuffle aż po triolowe przebiegi. Dodatkową zaletą bluesów Johnsona jest ich nie do końca klasyczna budowa. O ile jego utwory oscyluje wokół jednej tonacji, o tyle ich budowa to nie zawsze 12 czy 8 taktów. Często muzyk przedłuża formę do 14 czy nawet 16 taktów. Taka innowacyjność i szeroki wachlarz rozwiązać w grze Johnsona zapewnia jego bluesom świeżość i niesztampowość, co zostało docenione po latach. Niemniej taka swoboda wykonawcza, niespotykana w tamtych czasach, była kolejnym powodem dla tworzenia legend o pakcie z diabłem. Niektórzy twierdzą też, że spotkania Króla Bluesa z Delty z diabłem miało miejsce na rozdrożu, a „Cross Road Blues” jest relacją z tego wydarzenia. Jest to jednak interpretacja na wyrost, a tekst wspomnianego utworu mówi raczej o strachu przed pozostaniem samemu po zmroku w nieznanym miejscu, z nikłą możliwością na powrót do domu, niż o zaprzedaniu duszy. Badacze doszukują się też diabelskich inklinacji Johnsona w utworze „Me and the Devil Blues”, w którym mowa jest o władcy piekieł pukającym do drzwi bohatera. Dalej jednak wytłumaczone jest, że diabeł stanowi tutaj tylko metaforę dla złego zachowania bohatera, który bije swoją kobietę bez powodu. Tego typu rozwiązań można odnaleźć wiele w twórczości Johnsona. Autor posługuje się często swojską, ludową metaforyką dla zobrazowania stanów własnej psychiki. W warstwie tekstowej autor bardzo często porusza tematykę seksualną; pożądanie, wierność i niewierność, przemoc, brak zainteresowania czy niemoc seksualna. Jego twórczość jest tutaj jak najbardziej szczera, gdyż autor znał wszystkie te aspekty życia z własnych doświadczeń. Giętki język pozwalał mu natomiast ubrać swoje przemyślenia w poetyckie środki wyrazu. Przykładem takich rozwiązań jest „Terraplane Blues” gdzie autor wyraża swoją niemoc seksualną przyrównując swój organizm do niedziałającej maszyny –

„Now, you know the coils ain't even buzzin' Wiesz, że spirale nawet nie bzyczą
little generator won't get the spark mały generator nie da iskry
Motor's in a bad condition, you gotta have Silnik jest w złym stanie, musisz
these batteries charge” naładować te baterie[1]


Prócz relacji damsko-męskich Johnson przywołuje także takie tematy, jak samotność, strach, niemoc, gniew, nienawiść, bezsilność, smutek („Cross Road Blues”, „Love In Vain” ) – wszystkie uczucia towarzyszące mu w życiu codziennym. Takie mroczne, bardziej mistyczne, niż stricte bluesowe, podejście do swojej liryki czyni z Johnsona oryginalnego jak na swoje czasy tekściarza. Nie można także nie wspomnieć o hipnotyzującym głosie Johnsona. Artysta dysponował wysokim wokalem, niekiedy przechodzącym w falset, o niesamowitej sile wyrazu i umiejętności przekazywania emocji. O ile linie melodyczne jego bluesów są proste i oparte na pentatonice, o tyle w połączeniu z jego głosem wyśpiewującym swoje smutne, głębokie teksty zyskują ogromną moc. Moc ta, wsparta delikatnym vibrato i pulsująca emocją oczarowała takich muzyków, jak Eric Clapton czy Brian Jones. Trzeba także zwrócić uwagę, że o ile w bluesach takich jak „I just can’t be sattisfied” Muddy Watersa czy „Backdoor Man” Howlin’ Wolfa pojawia się motyw przerośniętego libido; wielkich, niezaspokojonych potrzeb seksualnych, o tyle w twórczości Johnsona przewijają się motywy wręcz przeciwne – brak pożądania czy właśnie niemoc seksualna. Autor tworzył po prostu prawdziwy, szczery obraz własnej osobowości i życia. Co nie przeszkadzało mu jednak w graniu radosnych, popularnych utworów pop i innych gatunków muzyki, które stale gościły w jego repertuarze. Był więc osobowością bardzo twórczą artystycznie i nie bojącą się iść poniekąd pod prąd aktualnym, regionalnym trendom. Grał to, co mu się podobało, śpiewał o tym, o czym chciał w sposób, jaki umiał. Jego szczere podejście w połączeniu z wielkim talentem muzycznym zapewniło mu na stałe miejsce w kanonie wielkich muzyków.

Spuścizna
Robert Johnson to obecnie legenda bluesa, prekursor wielu rozwiązań rytmicznych, harmonicznych czy melodycznych, a także doskonały tekściarz i wykonawca. W momencie swojej śmierci był on jednak znany jedynie lokalnie. Dopiero w momencie wznowienia jego nagrań przez Columbia Records w 1961 jako „Robert Johnson. A King of Delta Blues Singers” wielu zaczynających wtedy karierę muzyków stało się wielkimi fanami i entuzjastami Johnsona. Wśród nich są i najwięksi artyści muzyczni – Bob Dylan, Eric Clapton, John Mayall, Keith Richards i Brain Jones z The Rolling Stones, Robert Plant i Led Zeppelin czy Fleetwood Mac. Johnson, prócz licznych coverów swoich autorskich nagrań, doczekał się także ekranizacji swojego życia.



Najsławniejszą jest „Crossroads” (1986) opowiadający historię poszukiwania zagubionego utworu Johnsona, gdzie występuje także motyw podpisania paktu z diabłem. W filmie pojawia się Steve Vai, który razem z Ry Cooperem współtworzyli ścieżkę dźwiękową obrazu. Prócz tego mamy wiele filmów biograficznych lub para-biograficznych („Can't You Hear the Wind Howl? The Life and Music of Robert Johnson”, 1997 czy „Hellhounds On My Trail: The Afterlife of Robert Johnson”, 2000), a nawet fantasmagoryczne wizje – „Me and the Devil Blues: The Unreal Life of Robert Johnson”, 2008. Muzyk pośmiertnie doczekał się też wielu wyróżnień branży muzycznej: w 1980 wpisano go do Blues Hall of Fame (Memphis), w 1986 wpisano go do Rock and Roll Hall of Fame (Cleveland), w 2000 zaś do Mississipi Musicians Hall of Fame (Clinton), a w 2006 otrzymał Grammy Lifetime Achievement Award, którą odebrał jego syn. Ponadto w zestawieniu 500 songs that shaped rock and roll (500 utworów, które ukształtowały rock and roll) znalazły się 4 jego autorskie bluesy – „Sweet Home Chicago”, „Cross Road Blues”, „Hellhound on my Trail” i „Love In Vain”. Na zakończenie pozwolę sobie podać artystów, którzy choć raz wykonali „Cross Road Blues”, co wydaje się być taką wisienką na torcie wpływu twórczości Johnsona na świat muzyki. Byli to: The Doors, Bob Dylan, Cowboy Junkies, Derek and the Dominos, Dion, Free, Elmore James, The Hamsters, Iber, Lynyrd Skynyrd, Jimi Hendrix, Journey, Rush, Ten Years After, The Allman Joys, Van Halen, Robin Trower, Steve Miller Band, Molly Hatchet, Janell Mosser, Mountain, Smak, Steven Stills, Jeff Berlin, Page and Plant, John Mayer, The Radiators, Stoney Larue, Son of Dave, Racer X (sic!), Phish czy Peter Rowan. Imponujące. Jak widać, Robert Johnson wciąż jest osobą o wielkiej popularności. Tym, którzy nie znają jego ani jego twórczości pozostaje jak najszybciej zapoznać się z nią. Reszta może jedynie żałować, że Król Bluesa z Delty nagrał jedynie 29 utworów. Co by się działo, gdyby ten wpływowy muzyk miał więcej sesji ? Jak wiele więcej byśmy mu dzisiaj zawdzięczali ? To pytanie pozostanie bez odpowiedzi, a my mimo to możemy wciąż cieszyć się geniuszem tego przedwcześnie zmarłego artysty. Robert Johnson. Resting in the Blues.

Bibliografia:
1. http://en.wikipedia.org/wiki/Robert_Johnson_(musician)#Musical_style (03.01.2011)
2. Dharma, Bhesham R. - „Poetic devices in the Songs of Robert Johnson, King of the Delta Blues”, Transcultural Music Review #3 (1997)
3. Jakubowski, Marek – „Encyklopedia Muzyki Popularnej. Blues”, wyd. Atena (2009)
4. Jakubowski, Marek – „Mały Leksykon Bluesa”, wyd. Comer & Fundacja Buchnera (1992)
5. Wyman, Bill i Havers, Richard – „The Rolling Stones”, tłum. Rogowiecki, Roman, wyd. Hachette Livre Polska (2003)


[1] Tłum. autora pracy 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz