czwartek, 18 października 2012

Lombard – Legenda po przejściach (Nowy Czas - październik 2012)

- Grzegorzu, trzydzieści lat temu nagrałeś piosenkę, dzięki której w latach 80-tych stałeś się ikoną. Niestety „Przeżyj to sam” w atmosferze politycznego skandalu po dwóch dniach emisji w programie III Polskiego Radia zdjęto z anteny. Jak dziś czuje się ówczesny bohater?


Grzegorz Stróżniak: Wówczas wiedziałem tylko tyle, że piosenkę wycofano z anteny. Zmarły niedawno autor tekstu Andrzej Sobczak, wspominając tamten czas, opowiedział mi kilka szczegółów, których wtedy nie znałem i nie zdawałem sobie sprawy z tego co się wokół tej piosenki działo. Wersję tę poznałem dopiero 27 lat od tamtych wydarzeń. Według Andrzeja Sobczaka podobno ktoś wpadł wtedy do studia Trójki i w atmosferze złości niszczył taśmy z tym nagraniem. Piosenka promowała się krótko i - o ironio losu - jest dziś najbardziej popularną kompozycją Lombardu. To wielkie szczęście mieć w repertuarze utwór, który jest kojarzony z zespołem, kompozytorem i wokalistą.

- Ta ballada pojawiała się później w Trójce, ale tylko w wersji koncertowej. Gdzieś w gąszczu Internetu znalazłem niedawno także wersję studyjną co świadczy o tym, że „władzy ludowej” nie udało się wszystkich kopii na szczęście zniszczyć. Pomimo, że piosenka nie została wtedy wydana na żadnej płycie i nigdy nie zaistniała na listach przebojów, utwór ten jest jednym z największych hitów dekady.

Grzegorz Stróżniak: Myślę, że wersja koncertowa stała się tak popularna z tego powodu, że piosenka została wypromowana poprzez jej wspólne śpiewanie z publicznością. Właśnie to, że można było wtedy podczas takiego wykonania coś zamanifestować, stanowiło jeden z największych atutów tego utworu.

- Lombard to obok Maanamu, Republiki, Perfectu, Lady Pank i TSA jeden z tych zespołów, które w latach 80-tych tworzyły ścisłą czołówkę polskiej sceny. Z tej grupy - nie tylko moim zdaniem - Lombard był zespołem najbardziej niedocenianym, mimo że przecież miał w repertuarze wiele znakomitych kompozycji. Obok najbardziej zapamiętanej „Szklanej pogody” mieliście też tak świetne nagrania jak choćby „Taniec pingwina na szkle”. Czy powodem tego niedocenienia były tarcia w zespole?

Grzegorz Stróżniak: Każdy zespół ma swoja historię. Na pewno nasza była wyjątkowo skomplikowana. Funkcjonowanie zespołu było nie do końca jasne, a towarzyszące temu istnieniu tarcia były przyczyną braku sensownej promocji Lombardu jako grupy kosztem promocji jego wokalistki. Była to podstawowa przyczyna tarć wewnętrznych i przez to wiele działań się komplikowało, pokazując na zewnątrz obraz, który mówił, że coś w zespole nie gra. Niekonsekwencja i bardzo częste roszady personalne powodowały, że ten zespól właśnie tak a nie inaczej funkcjonował.

- To, że odeszła od Was dość szybko Wanda Kwietniewska, jest dla mnie rzeczą zrozumiałą. W końcu dwie panie w kuchni, to często już za dużo, a tym bardziej chyba w zespole rockowym?

Grzegorz Stróżniak: Wanda zrobiła bardzo dobrze odchodząc z Lombardu. Jest konsekwentna i pracuje na swoje nazwisko. Ma wypromowane z dziesięć hitów. Wszyscy kojarzymy ją z utworami zespołu Wanda i Banda i zgadzam się, że w pewnym momencie zrobiła bardzo dobrze odchodząc z grupy.

- Dlaczego jednak w roku 1988 z Lombardu odszedł Grzegorz Stróżniak, tego nie bardzo rozumiem.

Grzegorz Stróżniak: To trzeba nazwać po imieniu. Ja nie odszedłem. Ten spisek uknuł nasz ówczesny manager Piotr Niewiarowski, który jeździł do każdego z muzyków i coś im obiecywał. Na przykład Piotrowi Zanderowi obiecał, że zostanie liderem. Pamiętam jak Piotr Zander przyszedł do mnie pewnego razu i powiedział: „Gregorz, to był twój czas, teraz jest mój czas…” Jak się potem okazało, nie był to także i jego czas. W zespole już w zasadzie wszystko się wydarzyło. Wypromowane zostały największe hity i machina się kręciła. Ja nie zgadzałem się z Piotrem Niewiarowskim w kwestiach dotyczących zespołu w zasadzie od samego początku. Trudno nam się współpracowało. Pół życia skłócał zespół, a najtrudniejsze były dla niego te chwile, kiedy zespół mówił jednym głosem i wtedy najczęściej trzaskał drzwiami i wychodził z zebrań. Wówczas w Lombardzie odbywała się jedna wielka bitwa jeśli chodzi o prawa autorskie i o własność kompozycji, czyli powiem krótko, aby nie rozciągać tematu - chodziło o kasę. Te wszystkie drobiazgi, że stylistyka nie ta, że trzeba było inaczej grać, że ktoś tam się komuś nie podobał, to były tylko preteksty. Niektórym ludziom wydawało się, że tworzenie kompozycji i czerpanie z tego zysku, to jest cały sens istnienia zespołu. Nastąpił brak szacunku do pracy, do osiągnięć i do zdolności.

Marta Cugier: Jeśli w zespole nie ma szacunku dla lidera, to nawet jeśli są świetne kompozycje, to nikt o nich nie mówi. Najważniejszy przekaz idzie z zespołu. Jeśli cały zespól nie mówi: „wszyscy czujemy, że to jest świetne” to sprzedane ilości płyt nie przełożą się nigdy na szacunek dla muzyków.

Grzegorz Stróżniak: Jeżeli zespół występuje na scenie tylko dla kasy, to publiczność to widzi. Mieliśmy w pewnym momencie dosyć takiego poglądu, ponieważ jest to obrzydliwe. Popatrz na historię wielu znanych polskich zespołów. Nie ma praktycznie takiego, który nie byłby skażony odejściem wokalisty, wokalistki, czy lidera. Każda historia jest odrębna i bardzo skomplikowana i jednej z drugą nie wolno porównywać. To tak jak w małżeństwie po rozwodzie. Czasami udaje się ludziom być nadal partnerami, którzy razem wychowują dzieci, a w przypadku zespołu takimi dziećmi jest przecież muzyka.

- Pomimo tych wszystkich niesnasek, w roku 1991 zaproszono jednak i Ciebie i Wandę Kwietniewską na jubileusz dziesięciolecia. Po około dwóch latach od tego momentu, pomimo tego, że formalnie nie było Cię przecież w zespole, stworzyłeś Lombard Group już bez Małgorzaty Ostrowskiej, aby po upływie kolejnych dwóch lat powrócić do oryginalnej nazwy „Lombard”. To trochę tak, jakby do Perfectu nagle wrócił Hołdys, a zniknął Markowski. To co się wtedy u Was wydarzyło jest chyba jedynym przypadkiem w Polsce dotyczącym tak znanej grupy?

Marta Cugier: Znam Grzegorza bardzo dobrze. On zawsze miał w sobie wiele pokory i to nie tylko artystycznej. Nazwa Lombard Group wynikała właśnie z jego skromności. Wydawało mu się wtedy, że nie powinien tej grupy nazywać Lombardem, bo Lombard to zespół, który zawsze miał wokalistkę. Na nieszczęście dla Grzegorza zespół ponownie okazał się być wobec niego nielojalny.

Grzegorz Stróżniak: To było kolejne moje doświadczenie życiowe i zawodowe. Znów zawiodłem się na ludziach. Wcześniej nastąpił przełomowy moment w moim myśleniu. Zadałem sobie pytanie, czy czasami nie przeginałem i czy faktycznie wymagałem od innych absolutnego posłuszeństwa i akceptacji moich muzycznych pomysłów. Owszem, potrafię być uparty i konsekwentny, kiedy dążę do przeforsowania swoich koncepcji i właśnie wtedy pomyślałem, że może trzeba bardziej tworzyć w grupie i w taki właśnie sposób zaczęliśmy od nowa razem pracować. Istnieliśmy na takich zasadach dwa lata. Kiedy jednak nadeszła chwila składania podpisów pod utworami, nagle okazało się, że wszystkie ustalenia, które między nami wcześniej powstały, kompletnie się nie zgadzają. Każdy podpisał się pod swoim utworem i pomysłem. Nie było żadnych wspólnych piosenek, choć każdy wiedział, że były one wspólnie opracowywane. To doświadczenie po raz kolejny mi udowodniło, że jeśli nie ma z góry określonych warunków na jakich zespół funkcjonuje, zawsze kończy się to szarpaniną i wolną amerykanką. Każdy na własną rękę próbował dorwać się do ZAIKS-owskiego koryta i z racji tego, że tak się wtedy ścigaliśmy, tak mnóstwo było między nami nieporozumień i zawiści

Marta Cugier: Problemy Grzegorza zaczęły się tak naprawdę od momentu, kiedy były manager Lombardu Piotr Niewiarowski chciał podpisać się na ZAIKS-owskich dokumentach pod kompozycjami Grzegorza, na co Grzegorz mu nie pozwolił.

- Czy dobrze rozumiem Grzegorzu, że Piotr Niewiarowski chciał brać pieniądze za Twoje pomysły artystyczne?

Grzegorz Stróżniak: Tak. Podpisał się pod kompozycjami oraz tekstami, których nie napisał. Gdybym wtedy ostro się temu nie sprzeciwił, do dnia dzisiejszego Piotr Niewiarowski byłby autorem tekstów i kompozytorem całej jednej płyty Lombardu, nad którą nigdy nie pracował jako twórca.

- Czy są jakieś osoby związane z dawnym Lombardem, z którymi dziś nie rozmawiasz?

Grzegorz Stróżniak: Może wyjdę na gbura, ale nie rozmawiam z wieloma osobami z tamtych składów. Przez Lombard przewinęło się w kilkunastu składach około 30 osób. Nie rozmawiam z tymi ludźmi, bo też prawdopodobnie i oni nie odczuwają potrzeby rozmawiania ze mną. Z racji skomplikowanej przeszłości, niejako z natury nie utrzymujemy ze sobą kontaktów. Uważam, że byłoby to sztuczne i fałszywe, a hipokryzji nie znoszę. Oczywiście, że nie dotyczy to wszystkich. Na 25-lecie Lombardu przyjechał na przykład Włodek Kempf, przyjechało też kilku innych. muzyków. To nie jest tak, że nie rozmawiamy. Zwyczajnie nie ma między nami przyjaźni. Jeśli pytasz o Piotra Zandera i Małgorzatę Ostrowską, to nie rozmawiamy. Tutaj akurat nasze relacje są dość skomplikowane. Po niektórych działaniach Małgorzaty Ostrowskiej byliśmy wręcz zmuszeni przypomnieć jej o pewnych kwestiach na piśmie, bo jak wiadomo słowa umykają. W tonie nie obraźliwym, acz konkretnym trzeba było niestety nasze stanowisko wyrazić poprzez prawników.

- W historii istnienia grupy Bajm dość często ich koncerty były prezentowane jako Beata i Bajm. Czy na tych samych zasadach można było niekiedy usłyszeć, że wystąpi Małgorzata Ostrowska i Lombard?

Grzegorz Stróżniak: Nie. To nie było to samo. U nas bowiem był przygotowywany grunt, aby wkrótce Małgorzata Ostrowska odeszła z zespołu przejmując cały jego splendor, bo - jak mówiono - bez niej Lombardu nie będzie. Zresztą ona bardzo często zawieszała działalność, potem na nowo ją rozpoczynała i tak w kółko. Kiedy pytaliśmy ją kiedy w końcu nagramy nową płytę, słyszeliśmy: „nie teraz, bo teraz mam plany solowe”. W pewnym momencie okazało się, że Małgorzata Ostrowska nie daje już rady godzić planów solowych z działalnością zespołu.

Marta Cugier: Gdy wokalista zdrowo funkcjonującego zespołu zamierza nagrać solową płytę, to czyni to, a z zespołem funkcjonuje równolegle i właśnie to jest różnica pomiędzy Lombardem i Bajmem. Beata Kozidrak nagrywa solowe płyty, a za moment wydaje kolejny krążek z zespołem.

- Czy Małgorzata Ostrowska występując dziś pod swoim nazwiskiem, ma prawo do wykonywania piosenek Lombardu? Czy w tej kwestii istnieje między Wami spór?

Grzegorz Stróżniak: To jest temat, którego wolę nie poruszać. Jest to kwestia zbyt delikatna, aby jakiekolwiek wyjaśnienia z mojej strony rozwiały wszelkie wątpliwości, ponieważ jest to prawnie bardzo skomplikowane.

Marta Cugier: Jeśli z zespołu odchodzi wokalistka, aby pracować na własne nazwisko i określać się od tego momentu już jako Małgorzata Ostrowska, to dlaczego właściwie ma śpiewać repertuar Lombardu? Dlaczego inni wokaliści – a jest takich wielu w tej chwili - odchodząc od zespołów i zakładając sobie, że wreszcie zaczną się realizować, robią to i nie mieszają swojego repertuaru z repertuarem zespołu, w którym kiedyś śpiewali?

- W roku 2000 w Lombardzie pojawiła się Marta Cugier, która jest wokalistką szczęśliwie aż do dziś. Jak do tego doszło i w jaki sposób udało się Wam osiągnąć wreszcie tak upragnioną stabilność personalną?

Grzegorz Stróżniak: Nie każdy zespół ma takie szczęście, że może mu się trafić na wokalu następca, który udźwignie dotychczasowy repertuar i jednocześnie poradzi sobie z tak skomplikowaną historią grupy. W piosenkach, które wykonujemy razem od przeszło trzynastu lat, Marcie udało się na nowo odkryć Lombard w zupełnie nowych obszarach.

- Marto, gdzie śpiewałaś przed Lombardem?


Marta Cugier: Z big bandem jazzowym w Poznaniu. Śpiewałam muzykę autorską oraz standardy cenionych wykonawców.

- Nie bałaś się porównań z Małgorzatą Ostrowską i zderzeniem z jej legendą?

Marta Cugier: Ludzie uwielbiają porównywać. W związku z tym, że jestem przedstawicielką innego pokolenia, załapałam się jeszcze na ten okres w historii mojego świadomego słuchania muzyki, w którym między innymi słuchałam również piosenek grupy Lombard i pewnie dlatego nie miało to zupełnie dla mnie wymiaru wyzwania. Kiedy zaczynałam śpiewać z Lombardem w roku 2000, historia zespołu rozpoczynała się niejako od nowa. Startowaliśmy wtedy z Pomatonem i miało być fajnie. W Polsce jednak nie można normalnie promować zespołu. W Polsce jest przyzwolenie na promowanie solisty, a my powiedzieliśmy „NIE”, ponieważ byliśmy zespołem i dlatego właśnie od tego momentu rozpoczęły się dla nas różnego rodzaju problemy. Z czasem okazało się też, że nie wszyscy w zespole dorośli do ponownego zdobywania rynku muzycznego. Chłopcy chcieli, aby ich traktowano jak gwiazdy z lat 80-tych i oczekiwali, że będziemy grali tylko starą muzykę. Lata 90-te to był taki okres, kiedy Lombard stał się zapomniany. W tej dekadzie jakby w ogóle zapomniano o kapelach, które grały rocka w latach 80-tych. Polska zachłysnęła się zdobytą nareszcie wolnością. Muzyka lat 80-tych kojarzona z czasem, który przeszedł do historii, prawie całkowicie zniknęła z anten radiowych, a zamiast niej usłyszeć można było głownie Kult, Pidżamę Porno, Armię, Proletaryat i Hey. Nowe trendy zepchnęły muzykę starej dekady na margines. Jedynie chyba tylko Dżem funkcjonował wtedy normalnie. Mimo, że nasze nowe nagrania zagościły w końcu na pierwszych miejscach list przebojów w MTV i Vivie, to zespół jakby nie chciał tego sukcesu zauważyć. Grzegorz postanowił wówczas z częścią muzyków się rozstać i tak przez te wszystkie lata kilka razy rozpoczynaliśmy od zera aż do 2005 roku, kiedy to ukształtował się ostateczny skład, który szanuje to wszystko co wspólnie robimy.

- Po roku 2000 nastąpił dla Lombardu ciekawy okres pod względem społeczno-politycznym. Najpierw wystąpiliście na Wzgórzach Golan. W roku 2005 Lombard opowiedział się wyraźnie po jednej ze stron podczas politycznych wyborów, a w roku 2008 zagraliście dość ryzykowny pod względem bezpieczeństwa koncert w stolicy Białorusi. Co skłoniło Was, aby tak się angażować?

Grzegorz Stróżniak:
Dużo działamy na polu charytatywnym. Mamy mnóstwo przyjaciół w tych kręgach. Gramy wiele koncertów dla dzieci. Mamy uwrażliwienie na pewne kwestie, a poza tym ja trochę nietypowo podchodzę do różnych propozycji. Kiedyś zadzwonił do mnie na przykład ktoś z Kanady z zapytaniem: „Przyjedziecie do Vancouver zagrać koncert za pobyt i jedzenie?” Myślę sobie… nie byłem tam jeszcze. Okazało się później, że był to jeden z naszych najlepszych koncertów. Innym razem zadzwonił przedstawiciel pokojowych sił ONZ z zapytaniem: „Zagracie na Wzgórzach Golan dla wojsk ONZ? Zapewnimy wam za to tygodniowy pobyt i pokażemy Izrael” Był to jeden z najciekawszych i najbardziej wartościowych wyjazdów jaki kiedykolwiek nam się przydarzył.

Marta Cugier: Podczas lotu na koncert do Hiszpanii poznaliśmy Andżelikę Borys – przewodniczącą szczególnie szykanowanego przez reżimu Łukaszenki Związku Polaków na Białorusi. Zapytała nas, czy przyjechalibyśmy zagrać dla nich. Uprzedziła nas też, że może być ciężko. Graliśmy na klepisku i na fatalnym sprzęcie, a za scenę służyła nam rozwieszona nad głowami folia. Mimo to, nasz koncert rejestrowało sześć kamer, a publiczność była fantastyczna. Multimedia i ekran ukryliśmy przed białoruska bezpieką w przejeździe garażowym, aby pokazać widzom archiwalia z koncertu Solidarności.

Grzegorz Stróżniak: Po naszym koncercie Andżelika Borys została aresztowana. Aresztowano także ojca małej dziewczynki tylko za to, że machała polską flagą. Uważam, że sytuacja, która zmusiła Andżelikę do rezygnacji z zajmowanej funkcji, to wina naszego rządu, który poświęcił ją, nie chcąc zająć ostrego stanowiska wobec białoruskiego reżimu. Mając takiego oszołoma tuż za granicą, uważam, że Polska winna jest swoim rodakom, którzy chcą się uczyć naszego języka i historii ochronę i powinna stanowczo wyrażać swoje stanowisko w tej sprawie. Zniewolenie z jakim my spotykaliśmy się 30 lat temu, tam ciągle jest na porządku dziennym. Wystarczy wjechać do Mińska i od razu czuje się grozę zastraszenia. W prywatnych rozmowach można usłyszeć relacje o tym, w jaki sposób wymusza się na ludziach zeznania. Mogę podejrzewać, że gdyby Andżelika Borys nie ustąpiła z zajmowanego stanowiska, mogłoby się to dla niej zakończyć nawet najgorszym.

- Czego oczekujecie od najbliższej przyszłości?

Marta Cugier: W Izraelu przy Grobie Jezusa modląc się o siłę do dalszej pracy, Lombard postanowił, że będzie zespołem niosącym wartości, nie będzie ulegał nikomu i niczemu, nie da się przekonać do zrobienia hitu na siłę dla pieniędzy, ani nie będzie nikomu płacił za to, aby utwory zespołu były prezentowane w stacjach radiowych. Zespół postanowił też, że nie będzie angażował zewnętrznych kompozytorów i autorów tekstów tylko po to, aby zaistnieć w mediach. Tak postanowiliśmy w 2004 roku i tego się trzymamy. Mamy nadzieję, że przyjdzie w końcu taki czas, kiedy będzie liczyła się muzyka i jej przekaz, a nie sensacja, głupota, fryzura, sesje zdjęciowe w nie swoich domach i wyciąganie prywatnych brudów. Wierzymy, że w końcu polski rynek muzyczny zda sobie sprawę z tego, że promowanie nicości, hipokryzji, braku talentu i głupoty jest obciachem, na który zespół Lombard nie zgadza się i właśnie dlatego nie ma tego zespołu w mediach. Mówimy „NIE” i płacimy za to jakąś cenę. Jednocześnie nasza marka wiąże się z tym, że gramy koncerty dla fantastycznych ludzi i mamy gdzieś to, gdy ktoś mówi, że gramy na gminnych dożynkach, bo każda publiczność jest dla nas ważna. Gramy na gminnych dożynkach, gramy charytatywne koncerty dla dzieci, gramy na Wzgórzach Golan i dla Polonii rozsianej po całym świecie. Gramy dla stu, dla pięćdziesięciu i dla pięciuset osób. Graliśmy już dla tysięcy i graliśmy dla piętnastu widzów. Poza tym jesteśmy niezwykle pracowici, a 20 października zapraszamy wszystkich Polaków w Anglii na nasz koncert w Londynie. Emigranci mają talent - 02 Shepherds Bush Empire LONDON W12 8TT g.19… Przeżyjcie to z nami - ZAPRASZAMY!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz