niedziela, 14 października 2012

Division by Zero – Nowy rozdział - Wywiad z Leszkiem Trelą (kwartalnik Lizard październik / listopad 2012)

Leszek Trela i Magda Kostecka
- Skąd pomysł na nazwę? Dlaczego właśnie Dzielenie przez zero?

- Na pomysł wpadł nasz pierwszy basista. Dość prozaiczne określenie „Division By Zero” w zamyśle określało „błąd dzielenia przez zero”. Ten, kto pamięta z lekcji matematyki zasadę „nie dziel przez zero” i tego typu określenia, ten wie że takiego działania zrobić się nie da. Natomiast my - z natury zawzięci i buńczuczni - chcieliśmy pokazać, że jednak się DA. Tak zrodził się pomysł „pokazywania w muzyce rzeczy, które nie są możliwe do zrealizowania”. Z biegiem lat ta teoria przerodziła się w mojej głowie w tworzenie muzyki, której mi brakuje, której nie słyszę gdzieś indziej, w innych zespołach, coś co jest w środku mnie, a inaczej niż przez muzykę nie potrafię tego przekazać. Skład się zmieniał, ale DBZ zawsze dążyło do tworzenia muzyki wedle jednego kierunku - braku ograniczeń.

- Jaki jest obecny skład Division by Zero?

 - Za mikrofonem pojawiła się wokalistka – Kostka (Magda Kostecka), dziewczę o tyle urocze co i zwodnicze w swojej osobie. Ten, kto miał okazję być na naszych ostatnich koncertach (a pierwszych w nowym składzie), ten wie, że drzemie w niej pierwiastek DBZ i moc którą potrafi obdzielić kilka zespołów i płyt na raz. Kostka przyciągnęła ze sobą Kamila. Kamil Fruk, to klawiszowiec z duszą pod palcami. Mam to szczęście, że udało nam się fantastycznie współtworzyć nowe partie klawiszy na Epkę, która niebawem ujrzy światło dziennie i takie wzajemne strzelanie pomysłami fantastycznie odbiło się na brzmieniu tego materiału. Kamil jest niebywale twórczy, ale ma jeszcze coś, co wyróżnia go szczególnie - ma otwarty umysł i słyszy muzykę, kiedy o niej mówimy. Stąd jego pomysły pojawiały się po moich i reszcie ekipy wskazówkach. To nie jest proste, ale on to ma. Wspomniałem o pierwszym basiście. Piotrek Wierzba, trzeci w historii - bo o nim mowa - chyba wreszcie znalazł to, czego szukał w muzyce przez wiele lat - pełną realizację. Właściwy bas na właściwym miejscu. Koniec kropka. Ja i Mariusz Prętkiewicz jesteśmy w DBZ od początku. Zakładaliśmy go razem i razem wytrzymaliśmy wszelkie załamania systemu. Ktoś kiedyś powiedział, że ostatnimi czasy przez DBZ ludzie przechodzą jak przez drzwi obrotowe. Ja natomiast po stworzeniu ostatniej Epki mam wrażenie, że każda z obecnych osób weszła do DBZ i zamknęła za sobą drzwi. Cieszymy się tym, co powstaje, tym co niedługo będziemy mogli pokazać fanom. Jest wielka chęć grania, jest wspaniała muzyka, kapitalni ludzie, a granie z nimi to już sama przyjemność.

- Czy wszyscy ukończyliście szkoły muzyczne, czy są wśród Was muzycy, którzy są samoukami?

- Mariusz miał styczność z państwowym wychowaniem muzycznym, ale szybko przerósł system i odkąd trafił na muzykę progresywną, uczył się już tylko od lepszych. Oczywiście mamy fantastyczny poziom nauki instrumentów, ale wystarcza on do „Tańca z gwiazdami”, Opola, akompaniamentu Dodzie lub do gry ekstremalnego jazzu piłeczkami pingpongowymi na strunach fortepianu. Chęć zarobku wypiera kreatywność. Myślę, że prog-metal jest wdzięczny Mariuszowi, że wybrał trudniejszą drogę. Kamil jest samoukiem. Kostka z racji treningu wokalu uczyła i uczy się śpiewu pół-profesjonalnie, czyli nie jest amatorką, ale nie bawiła się w szkoły muzyczne. Piotr i ja jesteśmy zupełnymi samoukami, choć ja zdawałem kiedyś na akademię muzyczną - kompozycja i aranżacja i nawet nie wspominałem o tym do tej pory w żadnym wywiadzie. Wynik oczywiście był negatywny, lecz jakby tego było mało, najniższy z ostatnich (wtedy) kilku lat egzaminów. Cóż, nic dziwnego. Zero kontaktu ze szkołami muzycznymi. Metal kaleczy ludzi, muzyków. To się udać nie mogło. Niedługo potem zagraliśmy na Prog Power w Holandii. Nie wiem, czy gdyby wiedzieli, że tak oblałem, to by mnie nie wyprosili z festiwalu.

- Jaka była reakcja Waszych najwierniejszych fanów na pojawienie się w składzie zespołu wokalistki ?

 Mogę mówić już raczej o reakcjach po koncertowych, ponieważ zaraz po ogłoszeniu zmian, ludzie na szczęście bardziej byli ciekawi nowego materiału niż komplikacji personalnych. Tacy właśnie powinni być prawdziwi fani. Zespół nie bawi się w zmiany dla przyjemności. Zespół chce tworzyć muzykę. Odejścia z zespołu, to tworzenie odsuwają, ale nie uniemożliwiają. Toteż ja tworzyłem i dalej tworzę materiał, a w międzyczasie szukaliśmy nowych muzyków. Jeśli ktoś zna nasz cały materiał, będzie wiedział, że każda zmiana muzyka wpływała na nową jakość zespołu, ale to wciąż był DBZ i dokładnie tak jest teraz. Kostka, Kamil i Piotrek, to kolejny świeży oddech, mnóstwo wspaniałych pomysłów, świetne podejście i fantastyczni ludzie. Co z tego wyszło, usłyszycie na Epce. Jeszcze nigdy nie byłem tak podekscytowany nowym materiałem. który chcieliśmy pokazać fanom. Najwierniejsi fani sami muszą ocenić te zmiany. Muzyka broni się sama. Zobaczymy.

- Jak odbieracie 11 pozycję "Deadline Meeting" podczas III notowania Listy „Polisz Czart” - polskiej Liście Przebojów angielskiego Radia Verulam i co chciałbyś powiedzieć Waszym fanom, którzy oddali glosy na ten kawałek?

- Po pierwsze nie wiem jak to się stało. Po drugie byłem zaskoczony, że gdzieś tam nasi rodacy znają nas, pamiętają o nas i pozwolili nam pojawić się na Waszej liście. Wiesz, to miłe tym bardziej, że akurat w tym czasie zespół dopiero na nowo startował z nowym składem i być może będziemy mieli jeszcze szansę pojawić się na liście z zupełnie nowym numerem. Tak więc teraz - WIELKIE DZIĘKI!


- W jaki sposób udało się Wam namówić na realizację projektu okładki do albumu "Tyranny Of Therpy" Mattiasa Norena znanego ze współpracy z tak znaczącymi zespołami jak choćby Sabaton?

- Tu nie ma wielkiej tajemnicy. Nasz pierwszy menago napisał maila do Norena, ten odsłuchał muzykę, stwierdził że jest tego warta, aby ukoloryzować ją jego grafikami. Potem mieliśmy okazję poznać się w Holandii. To jest przesympatyczny człowiek, wielki fan muzyki progresywnej i kapitalny grafik.

- Dlaczego postanowiliście grać metalowa odmianę rocka progresywnego?

- Odpowiedź po części jest w moim pierwszej wypowiedzi. Wiele lat słuchałem polskiej i zagranicznej muzyki metalowej. Kręciło mnie to, ale w momencie kiedy ktoś pokazał mi że można coś złamać, że rytm jest po to by nim manipulować, a nie tylko się mu poddawać, okazało się, że dokładnie to chce grać. Niestety przyszło nam żyć w kraju, w którym samo pojęcie rynku muzycznego jest abstrakcją. Tym bardziej cieszy fakt, że nam udało się w jakiś sposób zaistnieć w umysłach ludzi z wymagającym gustem muzycznym i jak się okazuje, zabrali ten gust za granicę i dalej dają temu upust na Waszej liście
- Jaka jest obecnie kondycja rocka progresywnego w Polsce?

- Kondycja muzyczna ma się wyśmienicie. Kondycja rynku progresywnego w zasadzie nie istnieje. Mamy fenomenalne zespoły i beznadziejną koniunkturę tej muzyki. Jak na razie udało się tylko Riverside. Dalej mają na trasach sale wypełnione po brzegi, grają wiele za granicami Polski. Zapracowali na to. Mieli trochę szczęścia i teraz są efekty. Pozostali dalej pracują i liczą, że jest jeszcze jakaś szansa. Ja mam do tego zdrowe podejście. Kiedyś byłem zdziwiony że każda nasza płyta miała recenzje 9-10/10. Każda płyta była wysoko w zestawieniach rocznych na całym świecie. Jednak okazało się, że nic z tego nie wynika. Teraz chce po prostu nagrywać kolejne płyty w tym składzie. Nic nikomu nie muszę udowadniać. Cieszę się, że miałem tyle zaparcia, że dalej gram w DBZ. Nie wszyscy to wytrzymali.

- Czy twórcy i fani tego gatunku powinni domagać się od polskich mediów masowych zauważania zespołów wykonujących rock progresywny w ich polityce promocyjnej?

- Niestety nie mają do tego prawa. Zapraszam Cię kiedyś na jakikolwiek koncert rokowy/metalowy w Polsce. Nie na festiwal typu Dni Wioślarza czy cokolwiek innego. Koncert zespołu w knajpie, pubie, czy innym miejscu dogodnym na takie koncerty. To jest przykre, ale ludzie tutaj KOMPLETNIE nie chodzą na koncerty. Idziemy tylko wtedy gdy jest gwiazda, jest festiwal. Na koncertach kapel z reguły jest kilkanaście osób. Może już jestem stary, ale kiedy u nas w knajpie co piątek były koncerty często kompletnie nieznanych kapel, sala była wypełniona po brzegi, a na dworze była kolejna grupa ludzi gadająca o muzie, kasetach/płytach, które wyszły i o naszywkach. Teraz duża część młodzieży idzie na koncert na „Youtube”. Wiele mówi się w Polsce o fatalnej jakości muzyki w radio i telewizji, o gwiazdach, o (co już jest kuriozum całości mediów) celebrytach. Wszyscy psioczą na poziom kultury. Nie wszyscy jednak wiedzą, że taką kulturę muzyczną zaczyna się od siebie. Jeśli ktoś w Polsce będzie czytał ten wywiad, niech spróbuje sobie przypomnieć, kiedy ostatnio był na koncercie znajomej/nieznajomej kapeli gdzieś u siebie w pobliżu, a ile dostał zaproszeń na fejsbuku na inne, na które nie poszedł? Ludzie, chodźcie na koncerty. To naprawdę zajebista alternatywa na spędzenie wieczoru. Kapele będą grały pomimo tego, ale zdecydowanie przyjemniej gra się, kiedy metr przed tobą szaleje grupa nawet 30 osób kapitalnie bawiąca się przy muzie i po koncercie przybijają Ci piątkę.

- Jak myślisz, dlaczego złota epoka rocka progresywnego na świecie, jaką były lata 70-te, potrafiła wykreować w powszechnej świadomości odbiorców takie zespoły jak Pink Floyd czy King Crimson, a dziś gatunek ten został zepchnięty do niszy?

- Życie stało się dwa razy szybsze. Muzyka progresywna jest wymagająca. Nie da się z nią obcować przez moment. Trzeba się w nią wczuć. Teraz wszystko tworzy się szybko. Utwór staje się przebojem, zespół gwiazd a po tygodniu i po jednym i po drugim słuch ginie, chyba że przypomni o sobie pozując do zdjęć które będą na tyle atrakcyjne, że kolejny portal plotkarski zechce o tym napisać. A gdzie muzyka? No właśnie, gdzie? Ostatnio Grzegorz Skawiński napisał w wywiadzie, że okres działalności O.N.A to był jego najlepszy czas w muzyce. Bo wtedy najlepiej zarabiał? Myślę, że jego ostatnie Kombii, którym jeździł, wygenerowało więcej kasy, niż wszystko co dotychczas wydał. Nie! To muzyka. Siedzi w nim rock. Tego się nie da stłumić. Tylko czy teraz O.N.A mogłoby być pokazywane w „Dzień dobry TVN”, czy innych „kawach i herbatach” z Panią Agnieszką krzyczącą „Suka!”? Wydaje mi się, że musieliby jednak zrobić coś „spokojniejszego”, tylko czy to byłoby wtedy O.N.A? Czasy się zmieniły, a jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwość i troszeczkę zaparcia, niech sprawdzi w jakim kierunku podążył nasz pierwszy klawiszowiec. J Potem można sprawdzić, co robi teraz klawiszowiec który wydał z nami „Independent Harmony”. Takie zadanie domowe. Zobaczycie jak świat się szybko zmienia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz