piątek, 26 marca 2010

Metallica - Metallica (Black Album) USA 1991 (Wizjer nr 15)

"Nigdy nie przejmuj się tym, co powiedzą.
Nigdy nie przejmuj się tym, co robią.
Nigdy nie przejmuj się tym, co wiedzą."
                                               "Nothing Else Matters"
"Jeżeli komuś nie podoba się to, co robisz, olej to."
                                                Virgil Hetfield - ojciec Jamesa

Rok 1991 obfitował w wiele dobrych albumów. To już czwarta płyta wydana w tym właśnie roku, którą mam okazję recenzować. Po "Use Your Ilusion" grupy Guns 'N' Roses, "Innuendo" Queen oraz "Detox" zespołu Dżem, dziś płyta "Metallica" zwana też Czarnym Albumem. Nie jest to wcale ostatnie wydawnictwo z roku 1991 warte przypomnienia, a fani grunge'u doskonale wiedzą jaką grupę mam na myśli.
Zespół Metallica został założony przez Jamesa Hetfielda i Larsa Ulricha. Podobnie jak w przypadku Guns 'N' Roses miejscem powstania było Los Angeles. Grupa stała się szybko wizytówką amerykańskiego heavy metalu lat osiemdziesiątych. Jednak to Czarny Album nagrany po dziesięciu latach istnienia przyniósł im największą sławę. Płyta ta to wydawnictwo przełomowe w ich dyskografii. Po wcześniejszych agresywnych płytach thrashmetalowych, muzycy zwolnili wyraźnie tempo zwracając się stylistycznie w stronę mocnego hard rockowego brzmienia. Kent Malmberg - założyciel  Western New Yorker napisał wręcz następującą opinię - "Punktem zwrotnym był Black Album, który reprezentuje bardziej przytłumioną, przyjazną matkom muzykę”.

Arek Milczarek i Kabaret "3 x P" przed meczem strongmanów Anglia - Polska (Wizjer nr 15)


Pomysł na występ kabaretu „3 x P” w ramach powitania światowej sławy strongmanów z Polski zrodził się na krótko przed zapowiadanym meczem międzypaństwowym Anglia - Polska. W związku z międzynarodową rangą imprezy, postanowiłem nasz występ uświetnić zaproszeniem znakomitego polskiego artysty kabaretowego, znanego z wielu programów telewizyjnych – Arka Milczarka. Aby przypomnieć szanownym czytelnikom postać naszego gościa, podaję poniżej garść jego osiągnięć artystycznych:

2000 - założyciel studenckiego kabaretu CASHANKA
2001 - I Nagroda Przeglądu Kabaretów KOKS w Kielcach (indywidualnie: Tytuł Największej Indywidualności Kabaretowej Przeglądu i Nagroda Specjalna od Stanisława Zygmunta)
2001-2002 - sześciokrotny zwycięzca 'Maratonu Uśmiechu' w telewizji TVN
2002 - założyciel kabaretu POSZŁEM
2003 - Grand Prix Przeglądu Kabaretów KOKS w Kielcach
2003 - Nagroda im. Indiany Dżonsa na przeglądzie kabaretów w Tarnobrzegu
2003 - Nagroda Nocy Kabaretowej 'Gorące Wargi'
2004 - półfinał Przeglądu Kabaretów PaKA w Krakowie
2004 - Nagroda Publiczności na Przeglądzie Kabaretów 'Mulatka' w Ełku
2004 - Nagroda za najlepszy rekwizyt kabaretowy na Przeglądzie Kabaretów 'Mulatka' w Ełku
2005 - Wyróżnienie na Przeglądzie Kabaretów 'Wyjście z cienia' w Gdańsku

Arek przypomniał widzom zebranym w pubie The Heights (to właśnie tam narodził się nasz kabaret podczas Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy) kilka swoich najsłynniejszych monologów, z których ten o jąkającym się sprzedawcy sprzętu wędkarskiego zebrał u słuchaczy największe owacje. Obecnie Arek Milczarek nie zajmuje się już kabaretem, a swoje zdolności wokalno-aktorskie realizuje w projekcie tzw. doskonałego naśladownictwa Elvisa Presleya, pomysłu artystycznego znanego z wielkich show w Las Vegas. Tym bardziej czuję ogromny zaszczyt, że udało mi się namówić tak znakomitego artystę do gościnnego występu w ramach naszego bądź co bądź bardzo amatorskiego kabaretu.

sobota, 20 marca 2010

Dżem - Detox (Polska) 1991 (Wizjer nr 14)

Czy przyjmiesz mnie mój Boże, 
kiedy odejść przyjdzie czas?
Czy podasz mi swą rękę, 
a może będziesz się bał?
"Jak malowany ptak"

"Detox" to historia człowieka zniewolonego...
To nic, że kraty mała. Pocałuj mnie ten jeden raz. No idź już do domu mała, idź błagam Cię. Nie wracaj tutaj nigdy…
                                         ("Ostatnie widzenie")
...chorego...
Czy wiesz jak czuję się, gdy w objęciach trzyma śmierć, gdy wyrok napisany, w lekarza oczach szklanych                                                                                                                 ("Jak malowany ptak")

... próbującego wygrać z samym sobą...
Tam na detoxie musisz walczyć sam. Tylko twa wiara pomoże ci. Wiara i siła, by wygrać z tym z czym tylu ludzi przegrywa co dzień…
                                                                                                                                                    ("Detox")
... i bardzo samotnego.
Samotność to taka straszna trwoga. Ogarnia mnie, przenika mnie. Wiesz mamo, wyobraziłem sobie, że... ze nie ma Boga…
                                                                                                                                             ("List do M.")

Może ktoś pomyśleć, ze specjalnie wybrałem ten album na czas przedwielkanocny. Wszak to taki okres, kiedy rozważa się istotę cierpienia. Od razu odpowiem, ze nie to akurat mną kierowało. Ale jednocześnie, gdy wsłuchać się w teksty utworów... myślę ze to właściwy czas aby o "Detoksie" napisać. To bardzo dobra i bardzo przejmująca płyta. To słowa prawdy o najgorszej z wszystkich samotności - samotności wśród ludzi. Nie jesteśmy od tego aby rozstrzygać o jej przyczynach. Ważne jest tylko to jak i czy człowiek sobie z tym stanem potrafi radzić.

"Mamo piszę do ciebie wiersz może ostatni, na pewno pierwszy. Jest głęboka, ciemna noc. Siedzę w łóżku, a obok śpi ona. Siedzę, tonę i tonę we łzach bo jest mi smutno, bo jestem sam. Dławi mnie strach"
                                                                                                                                              ("List do M.")

Wiele piosenek Ryśka mówiło o nim samym, ale nie znam bardziej osobistej od "Listu do M."

Miał 10 lat gdy się mnie zapytał - "Kiedy mamo byłaś szczęśliwa?" Ja mu odpowiedziałam, wiesz co synu w życiu piękne są tylko chwile, a ta najpiękniejsza to była gdy ty się urodziłeś.

Po latach nie musiał wymyślać refrenu...

Dowiedziałam się od sąsiadki. Błagałam go, prosiłam, płakałam. Nie obiecywał mi, że przestanie brać, bo nie wiedział, czy dotrzyma obietnicy. Może gdybym została w Polsce, inaczej potoczyłyby się jego losy.
                                                                                                                                         (Krystyna Riedel)

"Mamo, bardzo cię kocham, kocham cię. Myślałem, że ty skrzywdziłaś mnie, a to ja skrzywdziłem ciebie. Szkoda, że tak późno pojąłem to, tak późno to, to zrozumiałem. Spokojny jest tylko mój dom gdzie Ty jesteś, a mnie tam nie ma. Gdzie nie wrócę już, chyba nie...
                                                                                                                                              ("List do M.")

To jest szczególna płyta. Detox to nie tylko wychodzenie z narkotykowego uzależnienia. To słowo utożsamiałbym raczej ze słowem katharsis. Dusza człowieka zniewolonego, samotnego i upokorzonego wymaga oczyszczenia bardziej niż jego ciało, gdyż to właśnie w niej tkwi przyczyna udręki. To taka muzyczna spowiedź Ryska, który oprócz swojej samotności chciał przekazać coś jeszcze. Chciał pokazać drogę, którą nie należy kroczyć, drogę prowadząca do samounicestwienia. "Tylko twa wiara pomoże ci. Wiara i siła, by wygrać z tym z czym tylu ludzi przegrywa co dzień..."  Wszyscy Ryśka przyjaciele do dziś opowiadają o jego wielkim sercu i wrażliwości. Ci z detoxu także... Taki był Ryszard Riedel i taka jest ta płyta. Kompozytorami albumu są prawie wszyscy członkowie grupy. Jerzy Styczyński ("Jak malowany ptak"), Paweł Berger ("Sen o Victorii"), Adam Otręba ("Ostatnie widzenie"), Beno Otręba ("List do M"). Dlatego ta spójna tekstowo płyta, muzycznie jest nieco zróżnicowana.
Niedawno na falach Diverse FM zrealizowałem wspólnie z Markiem Czarnotą audycję poświęconą zespołowi Dżem. Zastanawialiśmy się, czy zespól Dżem powinien nadal grać po śmierci Ryśka. Mimo że Dżem bez Ryszarda Riedla to zupełnie inny zespól, myślę ze jego kontynuacja ma sens. Dorasta bowiem pokolenie, które zna legendę Ryśka tylko z opowieści. Na scenie stoją jednak ciągle ci, którzy z nim grali. Bracia Adam i Benedykt Otręba, Jerzy Styczyński i Zbigniew Szczerbiński. Nie ma tylko Pawła Bergera...

Nie ukończył żadnej szkoły muzycznej, nie uczęszczał na lekcje śpiewu. Wychodził na scenę i zawsze widział tłumy, które czekały na niego nawet kilkanaście godzin. Witał ich słowami "Sie macie Ludzie!". Podczas ostatniego koncertu obiecał - "Zawsze... dla Was zawsze będę śpiewał... do końca..." i słowa dotrzymał.

piątek, 12 marca 2010

Marek Grechuta i Anawa - Korowód (Polska) 1971 Wizjer 13

„Wszystkie chwile uderzą naraz do serca
i spór będą wiodły, do której z nich należę.
I niech to będzie spowiedź, ale bez rozgrzeszenia.
Nie chcę, by okradano mnie z mojego życia”

Kantata


Zanim jeszcze Marek Jackowski zdobył sławę jako lider zespołu Maanam, był już w polskim światku muzycznym postacią znaną i nie mam tu bynajmniej na myśli jego współpracy z grupą Osjan. Dziś chcę zajrzeć w Marka Jackowskiego twórczość jeszcze głębiej. Korowód to według opinii wielu muzycznych ekspertów najlepszy album w historii polskiej fonografii, a otwierający go utwór instrumentalny „Wiedzieć więcej” w całości jest właśnie dziełem Marka Jackowskiego. Twórca tej kompozycji był wówczas podobnie jak George Harrison pod ogromnym wpływem muzyki Wschodu, co później zaowocowało także stylem grupy Osjan. Nieprzypadkowo Marek Grechuta umieścił właśnie ten utwór jako intro swojej płyty. Klimat stworzony przez Marka Jackowskiego wprowadza bowiem słuchacza w świat piosenek, które wyznaczyły w polskiej muzyce poziom do dnia dzisiejszego niedościgniony.


Jan Kanty Pawluskiewicz
Ogromny udział w końcowym kształcie albumu miał też Jan Kanty Pawluśkiewicz, który od początku swojej działalności artystycznej związany był z Markiem Grechutą. W 1966 roku obaj panowie założyli Kabaret Architektów Anawa, który był zespołem kojarzonym ze środowiskiem studenckim. Były to czasy, kiedy poziom muzyczny tegoż środowiska był tak wysoki, że termin „piosenka studencka” posiadał zupełnie inną wartość niż ma to miejsce w dniu dzisiejszym. Nie sposób nie wspomnieć także o Leszku Aleksandrze Moczulskim. Pisał dla Skaldów, Grzegorza Turnaua i Czesława Niemena. Jednak to właśnie Korowód wyśpiewany przez Marka Grechutę przyniósł mu największą sławę.

W pojałtańskiej Europie, w kraju izolowanym od zachodniej demokracji żelazną kurtyną właśnie dzięki Korowodowi z ust Marka Grechuty Polacy po raz pierwszy usłyszeli pytanie: „kto nie umiał zasnąć nim nie wymyślił granic?” i nie jest dziełem przypadku, że to właśnie ta piosenka stała się tytułową piosenką całego albumu. Jej aranżacja przyprawia nas do dziś o zawrót głowy, a brawurowa gra Jacka Ostaszewskiego na flecie przeniosła nad Wisłę ducha hippisów rodem z musicalu Hair.


W podobnym tonie utrzymany jest też protest song „Świecie nasz”. Padają w nim pytania, które wcześniej w polskich piosenkach nigdy nie występowały. W socjalistycznym ustroju PRL-u, który według obowiązującej propagandy zapewniał pełnię szczęścia obywateli, artysta ni stąd ni zowąd domagał się nagle radości, siły krzyku, śpiewu tłumu i pokonania w sobie lęku przed otwieraniem ciężkich bram, a działo się to wszystko cztery miesiące po masakrze robotników Wybrzeża w grudniu 1970! Całe lata zastanawiałem się jak było to możliwe, aby cenzura pozwoliła na śpiewanie takich słów w takim czasie. Powstał utwór nieprzemijający i wciąż aktualny, a Marek Grechuta wyprzedził tym albumem swoją epokę. Korowód to już nie tylko czysta poezja śpiewana jak poprzedni album artysty, ale stylistyka w polskiej muzyce wówczas kompletnie niespotykana. Poezja z elementami progresywnego rocka i jazzu czyni z Korowodu album wyjątkowy. Piosenki „Świecie nasz”, „Ocalić od zapomnienia”, „Korowód” znamy wszyscy i mimo że powstały 40 lat temu, fascynują nas do dziś.


Marek Grechuta był artystą wszechstronnym. Ukończył architekturę, śpiewał i pisał poezję, malował, komponował i tworzył kabaret. Chociaż na przestrzeni dziesięcioleci wyśpiewał wiele znakomitych piosenek i uczestniczył w niezliczonej ilości projektów, w świadomości miłośników muzyki i poezji na zawsze pozostanie odtwórca niezapomnianych "korowodowych" songów.

Przełom lat 60' i 70' przyniósł światu rewolucję w muzyce i sztuce. Pojawił się rock progresywny oraz protest songi, które były politycznymi i społecznymi manifestami przeciw hipokryzji, ograniczeniom i wszelkiemu zniewoleniu. Obok pokoleniowego hymnu Czesława Niemena "Dziwny jest ten świat" oraz pacyfistycznego "Imagine" Johna Lennona, Marek Grechuta albumem Korowód otworzył w tym gatunku zupełnie nowy rozdział. O ile Czesław Niemen wyrażał zdziwienie i podtrzymywał nadzieję, Grechuta jako pierwszy postanowił pójść dalej i domagać się otwarcia tak zwanych "gadających głów" na głos pokolenia wyrosłego w zakłamanej rzeczywistości Polski ludowej. W latach osiemdziesiątych miałem przyjemność oglądać koncert Marka Grechuty we wrocławskim Empiku. Był to bardzo kameralny koncert. Pan Marek wystąpił wtedy bez zespołu. Grał tylko na fortepianie i śpiewał.


Wierzę głęboko, że w tym Korowodzie w którym przyszło Mu teraz kroczyć, także śpiewa. Ja natomiast żyjąc w świecie od którego i dla którego domagał się radości, chciałabym niniejszym wspomnieniem Jego przesłanie ocalić od zapomnienia...

sobota, 6 marca 2010

Perły Polskiej Piosenki z Anetą Barcik (Wizjer nr 12)



Anetę Barcik wszyscy pamiętamy doskonale ze znakomitego występu podczas Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Luton. Wokalistka zaśpiewała wówczas tuż po przylocie z USA i zapisała się w naszej pamięci przede wszystkim brawurowym wykonaniem legendarnego protest-songu Czesława Niemena "Dziwny jest ten świat". Tym razem Aneta z radością przyjęła zaproszenie do udziału w naszej audycji PERŁY POLSKIEJ PIOSENKI, która będzie miała wyjątkowo odświętny charakter. Jak co roku 8-go marca obchodzić będziemy Międzynarodowy Dzień Kobiet. Wspólnie z Anetą Barcik zastanowimy się nad istotą kobiecości oraz dowiemy się o marzeniach i planach naszej gwiazdy programu.
 
Aneta od 12-go roku życia mieszka w Hamburgu. Urodziła się w rodzinie artystycznej. Jej ojciec jest gitarzystą, natomiast mama podobnie jak Aneta, jest wokalistką i ma za sobą występ na jednym z opolskich festiwali. W wieku 16 lat Aneta wygrała konkurs wokalny, a zaraz po maturze otrzymała propozycję zagrania głównej roli w musicalu "Time After Time" w jednym z teatrów Hamburga. Po tym sukcesie uzyskała stypendium w prestiżowej szkole Joop Van Den Ende Academy, gdzie uczyła się śpiewu, tańca i aktorstwa. W wieku 22 lat pobierała również lekcje baletu. W Niemczech zetknęła się także z muzyką Egiptu i Turcji. Z tej fascynacji zrodził sie 9-osobowy zespół pod nazwą Aneta Barcik Oriental Project. Z jednym z muzyków tego zespołu, nasza wokalistka wystąpiła podczas jednego z programów Telewizji Polskiej. Obecnie jej koncerty to mieszanina tańca, śpiewu, multimediów oraz aktorsko-teatralnego performance'u. Aneta współpracowała również z jedną z polskich gazet z siedzibą w Hamburgu, a obecnie próbuje swoich sił w branży filmowej. Jej pierwszy zrealizowany film o big bandzie jazzowym lada moment wejdzie na ekrany, a obecnie pracuje nad dokumentem o lekcjach śpiewu, których udziela młodym adeptom wokalistyki. Wkrótce Aneta wybiera sie do Maroka, gdzie jak możemy się domyslać zaczerpnie nowych inspiracji muzycznych, a ich efekt usłyszymy już wkrótce w jej orientalnym projekcie.

Diverse FM 8. marca godzina 18.00.
Zaparzają:
Sławek Orwat i Marek Czarnota

piątek, 5 marca 2010

Deep Purple - Deep Purple in Rock (UK) 1970 Wizjer nr 12

„Słodkie dziecko, w swoim czasie zobaczysz linię dzielącą dobro i zło.
Ujrzysz niewidomego, który strzela do świata.
Lecące pociski zbierają żniwo
Jeśli byłeś zły, a założę się, że byłeś i nie trafił cię latający ołów,
lepiej zamknij oczy, pochyl głowę i czekaj na rykoszet.”

W roku 1969 pewna amerykańska grupa z San Francisco o wdzięcznej nazwie It's a Beautiful Day nagrała nieco zapomniany już dziś utwór „Bombay Calling”. Tego samego roku w londyńskim Royal Albert Hall brytyjska grupa Deep Purple zagrała pamiętny koncert z towarzyszeniem Royal Philharmonic Orchestra. Co wspólnego mają ze sobą te dwa wydarzenia? Brytyjczycy właśnie podczas tego występu po raz pierwszy zaprezentowali piosenkę „Child in Time”, która była w istocie przetworzoną wersją wspomnianej amerykańskiej kompozycji. Rok później ukazała się jedna z największych płyt w historii rocka – „Deep Purple in Rock”, która zawierała studyjną wersją wspomnianej piosenki. Chociaż było to czwarte z kolei wydawnictwo tej formacji, to właśnie dopiero od tego albumu rozpoczęła się wielka kariera Deep Purple. Grupa powstała w hrabstwie Hertfordshire w 1968 roku pod nazwą Roundabout. Znany z silnej osobowości Ritchie Blackmore wymusił jednak szybko jej zmianę na Deep Purple.

„Deep Purple in Rock” był ich pierwszym krążkiem nagranym z nowymi muzykami - wokalistą Ianem Gillanem i basistą Rogerem Gloverem grającymi wcześniej w mało znanej grupie Episode Six. Autorem tekstu „Child in Time” jest Ian Gillan. Napisał go po śmierci swego dziecka i mimo ze tekst składa sie tylko z ośmiu linijek, utwór trwa ponad dziesięć minut. Smutek i ból spowodowany stratą dziecka stanowił inspirację do powstania wielu muzycznych i literackich arcydzieł. „Child In Time” nie jest ani pierwszym ani ostatnim przykładem tego rodzaju literatury. Wystarczy przypomnieć choćby powstałe pod koniec XVI wieku Treny Jana Kochanowskiego, w których nasz wielki poeta uczcił pamięć swojej ukochanej Orszulki. Natomiast w latach dziewięćdziesiątych minionego stulecia Eric Clapton rozpamiętując tragiczną śmierć swojego czteroletniego synka, wyśpiewał niezapomniane „Tears in Heaven” .

Stylistycznie jest to album pionierski. Od jego wydania rozpoczęła się epoka ostrego hardrockowego grania, które z czasem nazwano heavy metalem. Wcześniej podobne brzmienie można było usłyszeć tylko na dwóch wydawnictwach grupy Led Zeppelin, która szczyt popularności osiągnęła jednak dopiero po nagraniu swojej czwartej płyty. Na albumie Purpli po raz pierwszy w historii fonografii gitara odgrywała tak znaczącą rolę. Wydawnictwo blisko pół roku nie schodziło ze szczytów brytyjskich list przebojów a „Child in Time” okrzyknięto największym hitem roku 1970. Wielu fanów grupy uważa ze mimo okazałego dorobku płytowego, zespół nie nagrał juz nigdy tak dobrej piosenki. Cała płyta niesie w sobie ogromną dynamikę już od pierwszego utworu. Gillan w wysokich partiach wydobył dźwięki nigdy wcześniej nie spotykane. Ekspresyjnemu wokalowi towarzyszy wibrujący dźwięk organów Jona Lorda i gitarowe szaleństwo Ritchie Blackmora wsparte sekcją rytmiczną w składzie Iana Paice na perkusji oraz Roger Glover na basie.

Trudno sobie dziś wyobrazić emocje jakie musiała wzbudzać ta płyta w momencie powstania, skoro po czterdziestu latach ciągle jeszcze brzmi agresywnie. Album był swego rodzaju cezurą oddzielającą epokę rock and rolla od zupełnie nowego sposobu grania, które po latach nazwano heavy metalem. Dzięki temu wydawnictwu po raz pierwszy krzyk został podniesiony do rangi sztuki obalając raz na zawsze obowiązujący dotychczas stereotyp wokalu, a zmieniające się jak w kalejdoskopie gitarowe riffy do dziś zachwycają niespotykanym nigdy wcześniej tempem. Nie sposób dziś takze sobie wyobrazić ewolucji jaka dokonała się w muzyce rockowej na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci bez „Deep Purple In Rock”. Swoją ostrością ocierającą się o elementy progresji krążek wyprzedził swoją epokę, torując szlaki takim kapelom jak Tool, Opeth czy Dream Theater.

Deep Purle dziś to już zupełnie inny zespół. Panowie już dawno przekroczyli sześćdziesiątkę, a wokal Gillana to już tylko echo śpiewu, którym zachwycał w latach siedemdziesiątych. Brakuje Jona Lorda i Ritchiego Blackmore'a. Pozostała jednak legenda, która nadal przyciąga tłumy na koncerty, a prawie każdy początkujący gitarzysta rockowy zanim zacznie grać swoje kompozycje ćwiczy na „Smoke On The Water”. Początek lat 70-tych był czasem narodzin wielkiej trojki. Deep Purple, Black Sabbath i Led Zeppelin rozpoczęli w muzyce nowa erę. Pokazali światu zupełnie nowe brzmienia jakie można uzyskać przy pomocy od lat znanych instrumentów.